Sam nie wiem co właśnie obejrzałem; gloryfikację kiczu, auto-pastisz czy po prostu trolling filmowy. Film stworzony aby być możliwie kontrowersyjnym, wręcz głupim dziełem a tym samym wzbudzić w ludziach reakcję... jakąkolwiek reakcję.
Jak dla mnie film był nudny. Ciekawy w formie, z pięknymi zdjęciami, ale przy braku treści na pierwszy plan wychodzą denerwujące rzeczy jak Brad Pitt w roli wiejskiego cwaniaczka z Tennessee. Zresztą, pod względem doboru aktorów Tarantino nie można przypisać tutaj niczego dobrego, bo Oskarowy Waltz czy też Fassbender znaleźli się w Basterds przypadkowo, grać miał natomiast - co wiele mówi - Adam Sandler.
Ten film jest niczym Spiderman: albo się komuś podoba jego forma i wystarcza za wszystko inne, albo też forma się nie podoba, i nie ma niczego innego co by go broniło... bo to wszystko to żart z widza.