Dzisiaj ogląda się go oczywiście zupełnie inaczej, ale pamiętam z wizyt w kinie (coś mi się zdaje, że była więcej niż jedna), jak wielkie wrażenie robiły na mnie drobne detale amerykańskich realiów - sok z kartonu, zakupy w papierowej torbie, te klimaty.
Fakt, zestarzał się solidnie i z pewnym zaskoczeniem patrzę na datę 83. W polskich kinach wyznaczał standardy raczej w połowie lat 80, a potem jeszcze był hitem wypożyczalni. Teraz widać w nim sporo śladów lat 70 (wystarczy porównać go np. z Gliniarzem z Beverly Hills).
Zabawne też, że film zasadniczo antymilitarny w wymowie (i wspomnienia z Wietnamu, i cały wątek złowrogich polityków, knujących jak zwiększać swoją władzę w imię bezpieczeństwa, i w sumie złowrogi komunikat na początku, że technologia pokazana w filmie jest już w użyciu) ostatecznie i tak gloryfikuje ten fantastyczny sprzęt to robienia rozwałki. Efektowne podniebne pojedynki nie odbywają się ostatecznie bez strat w ludności cywilnej, ale i tak cieszymy się jak bohaterowie, że takie fajne zabawki ;)