Razem z przyjaciółmi chodzimy do kina bardzo często, traktujemy kino nie tylko jako formę relaksu, ale i pewnego rodzaju edukację, dlatego przeważnie jesteśmy do danego filmu przygotowani i wiemy na co patrzymy. W przypadku tego... filmu, nie było ani relaksu,ani edukacji. Była ulga. Przy napisach końcowych.
Film skierowany jest chyba tylko do wyjątkowo zblazowanych, szukających indywidualności na siłę, bezpłciowych hipsterów. Z resztą w większości o nich opowiada...
Baby Driver jest nieudolną próbą nawiązania do romansów drogi takich jak Bonnie&Clyde czy Thelma&Louise, będąc przy tym niewciągający, męczący i po prostu sztuczny.
Baby Driver zdecydowanie nie jest filmem dla fanów motoryzacji, bo pościgi są w przytłaczającej większości słabe, z resztą służą tylko jako wypełnienie czasu między scenami opartymi na "mongolskich" i artystycznie nieudolnych dialogach. Muzyka, na której tak bardzo opiera się film, poza nielicznymi wyjątkami jest po prostu słaba i doskonale widać, że twórcy chcieli zrobić dokładnie to samo, co udało się autorom muzyki z Guardians of the Galaxy. No cóż, to też nie wyszło.
Co w tym filmie robi Jamie (Academy Award) Foxx ? Kevin (Academy Award) Spacey też jest tam mega na siłę, chociaż jego kwestie są przynajmniej jakkolwiek konstruktywne.
O reszcie aktorów nawet nie ma co wspominać, a główny bohater puka w dno i to od spodu.
Obraz nie podobał się nikomu, kto go ze mną oglądał. Nie jest ani artystyczny, ani komercyjny. Wieje nudą. Nie jest romantyczny, ani emocjonujący.
Jest po prostu słaby. Stanowczo nie polecam.