Gdzieś na szczycie szczytów, gdzie jest na tyle wysoko, że postronni na pewno tu nie zawędrują, a jednocześnie jeszcze da się żyć. W zadziwiających warunkach, stanowiących coś na kształt parodii społeczeństwa. Choćby problem wyżywienia – co starsze osoby musza odbyć podróż na górę Narayamy, by tam połączyć się z Bogiem. Jeśli będzie za dużo noworodków, to lądują do rzeki. A zdrowe zęby u starszych nie są dobrym znakiem – więc są wybijane. Osobiście. A to dopiero początek. Dziwaczne miejsce.
Kontynuując, dam wam zagadkę: kto tu się więcej parzy? Zwierzęta czy ludzie? Nie no, fajnie zobaczyć jak to robią węże – ale bez przesady.
Okey, do sedna: co mnie zachwyciło w tym filmie? Trudno powiedzieć. Przez większą cześć filmu byłem pewny, że dam 7/10, jednak w pewnym momencie stwierdziłem, że to zasługuje na 8 oczek. Bez wyraźnego powodu.
Więc czemu zasługiwał na 7 oczek? Za ujmujący naturalizm tych wydarzeń. Szczerości uczuć, jakie tu występują. Konkretnej, bardzo ważnej, wartości w życiu każdego człowieka. Potem to po prostu wyrosło.
8+/10.
Zęby są oznaką zdrowia. Ponadprzeciętnie zdrowa babcia wybija je sobie, by pokazać, zwłaszcza swojej rodzinie, że jest już gotowa do drogi. Jako, że żarła jest mało więc odchodząca babcia "robi miejsce" dla nowego dziecka. Koło czasu :)
Z parzeniem zwierząt (i w ogóle z częstym pokazywaniem przyrody) chodzi mniej więcej o to, by pokazać, jak mało w tym świecie dzieli zwierzęta od ludzi. Rewelacyjnie pokazał Imamura to- w sensie dosłownym- zezwierzęcenie.
Naturalizm filmu wbija w podłogę. 9/10.