PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=687215}

Batman v Superman: Świt sprawiedliwości

Batman v Superman: Dawn of Justice
2016
5,8 130 tys. ocen
5,8 10 1 129780
4,4 44 krytyków
Batman v Superman: Świt sprawiedliwości
powrót do forum filmu Batman v Superman: Świt sprawiedliwości

Recenzji, czy też obszernych komentarzy nie piszę już od dawna. Ilość wylanych pomyj i (przesadnego) hejtu na najnowszy film Snydera, zmobilizowała mnie jednak do jednorazowego zrywu. Dodając do tego fakt, że na film czekałem z dużymi nadziejami, nie mogłem ograniczyć opisu swoich wrażeń raptem w kilku linijkach pod oceną.
Mimo, iż do najmłodszych nie należę, to jednak świat DC, a przede wszystkim świat Batmana nadal kręci Ci mnie jak keciok na odpuście.
Widziałem tylko pierwszy teaser i żadnego późniejszego trailera. Starałem się wiedzieć jak najmniej i nie popełnić tego samego błędu, co przy "The Dark Knight Rises".

Poniższy tekst zawiera większe, lub mniejsze SPOILERY!

Poniżej plusy, minusy i aspekty bardziej dyskusyjne, których nie mogłem zaszufladkować na TAK, lub NIE. Kolejność przypadkowa.


PLUSY:
-----------
1. Efekty specjalne (vol.1)
Rozmach wizualny tej produkcji robi wrażenie, bo raczej nie powinno być inaczej na tym poziomie. Starcia Batmana z Supermanem, choć nie ma ich przesadnie zbyt wiele, oddają pełną moc obu bohaterów. Są zgrabnie zrealizowane i można je przyjąć bez żadnego grymasu w stylu: bo za szybko, bo się zlewali. Nie, od tej strony było naprawdę cacy.

2. AFFLECK / BATMAN / WAYNE
Specjalnie wymienieni z osobna, bo każdy zasługuje na uznanie. Nie wiem, czy to moja słabość do aktorów wiecznie przez większość krytykowanych (Cruise, Reeves, Costner, Affleck), ale ani przez chwilę nie wątpiłem w Afflecka. Ok, przytrafiło mu się kiedyś coś takiego jak "Daredevil". Stare dzieje, stary Ben. Co prawda, czasem nadal widać to słynne "tępe spojrzenie", ale należy też zauważyć, jak zmężniał, a w zasadzie dorósł aktorsko ("Zaginiona dziewczyna", "Operacja Argo", "Miasto złodziei"). Czy lepszy z niego reżyser niż aktor? Zapewne tak, ale ciężar Batmana uniósł z wielką klasą. Jego Bruce jest odzwierciedleniem jego bohatera z komiksów i animacji lat '90. Budowa ciała, twarz (tak podbródek, choć akurat w tym aspekcie Jon Hamm wydawałby się ideałem), spojrzenie i... głos! Głos Afflecka jako Wayne'a był w porządku, ale w masce Batmana dodawał postaci dodatkowych 50% mocy. Jego Batman ani nie ma flegmy, ani się nie krztusi (czyt. "TDK"), lecz idealnie wpasowuje w mrok i ciężki kaliber postaci. Moc Batmana czuć na każdym kroku i to dosłownie. Sceny bijatyk z oprychami wgniatają zarówno ich, jak i widza analogicznie w podłogę i fotel. Pojedynki z Supermanem również, choć tam już pomaga CGI. Batman jest mroczny, twardy i zawzięty (poza jedną istotną sceną, o której poniżej). Czy można chcieć czegoś więcej?

3. WONDER WOMAN
Gal Gadot okazała się pozytywnym zaskoczeniem, bo z początku byłem niepewny. Ma u mnie kredyt zaufania stąd ląduje w PLUSACH. Wizualnie klasa sama w sobie. Do tego subtelna i zarazem nieco ironiczna, ale taka powinna być. Paradoksalnie na jej solowy film jakoś specjalnie nie czekam, za to na udział w "Justice League" i chemię z Gackiem, jak najbardziej.

4. KLIMAT / OTOCZKA
Być może określiłem to mało fachowo, ale chyba każdy zrozumie o co mi chodzi. Wszechobecny mrok "BvS" zawdzięcza tak naprawdę głównie Batmanowi, ale nie wytykam tego jako błędu, a wprost przeciwnie. W końcu założeniem było ukazanie Batmana wkraczającego w świat Supermana (po "MoS"). Efekt spełnił moje oczekiwania. Ostatnio podobny mrok i klimat Gotham tak dobrze przedstawiony był w "Batman Begins", a wcześniej hen dawno temu w filmach Burtona.


POMIĘDZY:
-------------------
1. MUZYKA
Jakże ważna dla mnie część każdego filmu, szczególnie kiedy uczestniczy w niej Zimmer. "BvS" to część nawiązująca do "Man Of Steel" zatem trzymała się tematów przewodnich z tego filmu (wg mnie z delikatną domieszką nolanowskiego Batmana) i chociaż w filmie z 2013 r. wypadła bardzo dobrze (Zimmer stworzył motyw przewodni nie ustępujący klasykowi Williamsa), to tu jakby zbladła. Owszem wtedy kiedy trzeba jest mocno, kiedy łagodniej również trzyma fason, ale nie było dźwięku, który by zjeżył mi włosa na skórze. Ścieżka nie była zła, ale nie powaliła na kolana. Gdybym jednak musiał wybierać, to postawiłbym na końcowe "This Is My World", wobec którego wrażenia spotęgowała jednak scena śmierci/pogrzebu Supermana.
Jak czytam na łamach FW, sam Zimmer stwierdził, że daje sobie spokój z filmami o superbohaterach, zatem wychodzi na to, że coś jest na rzeczy z wypaleniem w tym temacie.

2. SUPERMAN
Cavill kontynuuje to co zaczął w "MoS". Facjata i budowa ciała robią swoje (pasuje jak ulał), a i w roli regulaminowego superbohatera spisuje się całkiem
dobrze. Problem jednak w tym, że przez dłuższy czas trudno go... polubić. Chyba przesadnie robiono z niego mesjaszo-harcerzyka. Mało luzu u Supermana przez co widz jeszcze bardziej kibicuje Nietoperzowi. Momentami uderza jego "ślepota", wobec obaw ludzi (i Batmana) po zniszczeniach sprzed 18-tu miesięcy. Dla jednych Bóg, dla drugich zagrożenie z tym, że Bóg przedstawiany zbyt dosłownie, co dodatkowo powodowało dystans. Nic nie mam do samej postaci, ba, Supek obok Flasha, to mój ulubiony superhero DC - rzecz jasna za Batmanem, ale scenarzysta zbyt podokręcał mu śrubki, a Snyder na to pozwolił.

3. ALFRED
Dla wielu najlepszy obok Batmana, dla mnie dyskusyjna sprawa. Sam Irons zagrał dobrze... i to by było na tyle. Mnie osobiście przeszkadzało to, że
zachowaniem i poniekąd wyglądem robił za starszego kumpla Wayne'a. Był momentami ciut za bardzo cyniczny, a co ważniejsze był zbyt aktywny w poczynaniach Gacka. Ktoś powie, że się czepiam, ale tak go odebrałem.

4. SCENARIUSZ
Nie piję do całej historii, tylko do tego, że z początku naprawdę udanie buduje się niechęć Gacka do Supka i niepewność(?) Supka do Gacka, a co za tym są podwaliny do tytułowego starcia, by nagle pójść innym torem. Ja wiem, że film nie mógł się skończyć śmiercią jednego bądź drugiego, bo nie o to chodziło, ale gdyby ostatnie pół godziny odebrać Doomsday'owi (i przenieść go do 1 części "JL"), to można by rozbudować wątek B. vs S., a pod koniec dodać cameo zwiastujące nadejście zagrożenia w postaci DD, które scementuje pakt/przyjaźń Gacka i Supka. "Martha" była w tym momencie do bólu naciągana.

5. MONTAŻ
Nie będę się rozpisywał, bo wolę uniknąć niepotrzebnej dyskusji. Owszem był czasem nierówny, ale żeby aż tak komuś przeszkadzał w odbiorze tego (komiksowego!) filmu?



MINUSY:
---------------
1. Efekty specjalne (vol.2)
Doomsday za bardzo przypominał mix Abomination z "The Incredible Hulk" z najnowszymi, przerośniętymi Turtlesami, choć to może kwestia gustu.
Jakby nie patrzeć Doomsday z animacji "Superman: Doomsday" z 2007 r. wyglądał podobnie, co nie zmienia faktu, że można było pomyśleć o lekkiej zmianie, gdyż zapewne nie tylko ja miałem wrażenie, że już gdzieś widziałem to COŚ.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy efektach, bo jeszcze jedna (drobna) bura należy się za końcowe łubudu. Wiem, że Doomsday nie przebiera w środkach i nie bawi się w dyplomację, ale finałowe starcie (po powrocie na Ziemię), sprawia wrażenie przesadnej rozpierduchy, która miała również miejsce podczas finału "MoS". Po prostu zbyt odstawało to od wcześniejszych 2h filmu.

2. LEX LUTHOR
Długo się wahałem, czy nie umieścić go w grupie "POMIĘDZY", ale jednak nie. Eisenberg ma niesłychanie irytującą manierę w swoim głosie i zachowaniu. Chyba zaprogramował swoją karierę/grę aktorską w taki sposób. W każdym filmie przepuszcza na ekran... samego siebie, czyli "tego" Eisenberga. Nie wiem, czy w "BvS" Snyder pozwolił mu na upust swojego wariactwa, ale zamiast Luthora mamy mix Jokera, Riddlera i... Eisenberga z poprzednich kreacji. Przerysowany, szalony, bogaty, inteligentny młodzik, ot tyle. Może w kontynuacji przeistoczy się w prawdziwego Lexa.

3. LOIS LANE
Amy Adams uważam, że nadal nie pasuje do roli, choć nie irytowała już tak bardzo(!), jak w "MoS". Widoczny brak chemii między nią, a Supkiem i to raczej jej wina. Niby się stara, ale dostrzegam w tym siłowanie się. To nie jest wg mnie aktorka do filmów tego typu, a przynajmniej nie do roli dziewczyny jednego z najważniejszych komiksowych superbohaterów. Jej postać nie odbiera mi przyjemności z oglądania filmu, ale nic nie wnosi godnego zapamiętania. Czepiam się? Niech będzie :)

4. WĄTKI:

a). DOOMSDAYA
Co do jego wyglądu wypowiedziałem przy efektach, lecz postać niestety oberwie drugi raz, choć bardziej należy się twórcom. Mam wobec nich zastrzeżenie, żeby nie powiedzieć żal, bo (słysząc wcześniej, że DD znalazł się w zwiastunach) liczyłem, że w "BvS" pojawi się na samym końcu, jako zapowiedź pierwszego poważnego wroga w "JL" - na co zresztą zasługiwał. Tymczasem poświęcono mu jakieś pół godziny, a na końcu rozprawiono i zamieciono pod dywan. Jak na takiego(!) antagonistę, to dla mnie trochę za mało.

b). FINAŁ STARCIA B. vs S.
Batman przez prawie 2 lata gromadzi w sobie niechęć/gniew i obmyśla plan, jak unicestwić zagrożenie w postaci Supermana, a w jednej chwili za pomocą
magicznego "Save Martha!" nie tylko nie decyduje się go zabić, ale momentalnie staje się jego sprzymierzeńcem. Tak, śmierć rodziców odcisnęła chyba największe piętno na Waynie spośród wszystkich superbohaterów DC (i Marvela) włącznie, jednakże moim zdaniem hasło "Martha" wypowiedziane przez Supka mogło jedynie odroczyć na chwilę wyrok, a nie całkowicie go usunąć w cień. Wiem wiem, nie mógł go zabić, bo by nie było "JL" itp. itd. Oczywiście ocieplenie relacji można (w drodze wyjątku) tłumaczyć zbieżnością imion matek, ale nastąpiło ono zbyt szybko. Może i szczegół, ale jednak znacząco rzucił się w oczy.

c). KILKA MNIEJSZYCH WPADEK
Najistotniejsze niuanse wyłapane przez użytkownika Fass, po mojej drobnej korekcie:

- Wrzucenie włóczni z kryptonitem do wody i nurkowanie po nią 5 minut później.
- Gotham i Metropolis leżą obok siebie i są oddzielone rzeką. Supek oczywiście do tej pory nie miał pojęcia o Nietoperzu z Gotham, który buszuje kilka kilometrów od niego.
- Pluskwa Gacka, która trzyma się na dosłownie ostatnim centymetrze samochodowej stali po tym jak znacznie uszkodził ciężarówkę.
- Supek w walce z Gackiem przez działanie kryptonitu zachowuje się jak zwykły człowiek i nie ma super-mocy. Kilka minut później leci(!) z włócznią wykonaną z kryptonitu.
- Zbroja Nietoperza chroni przed kulami, ale nie chroni przed uderzeniem noża.
- Nie do końca sensowna scena z Kevinem Costnerem wygadującym frazesy nic nie wnoszące do filmu. No może dające do myślenia Supkowi, ale przecież to duży chłopak.
- Superman chce żeby Batman mu pomógł, bo porwali jego matkę, ale zamiast walić prosto z mostu i prosić o pomoc zaczyna z nim walczyć. W tej samej scenie pułapki zastawione przez Gacka nic mu nie robią, ale Supka wkurza fakt,że je zastawił i zamiast pomocy porwanej matce musi dać lekcję Gackowi. <<Ok, domyślam się, że chodziło o dramaturgię.>>
- Superman po walce z Zodem puszcza z dymem prawie całe miasto, w dodatku wielu ludzi mu nie ufa, ale denerwuje się tym, że ktoś jest tak okrutny że wypala przestępcom(!) znamię z Nietoperzem i za wszelką cenę musi tego kogoś powstrzymać i pogrozić palcem.
- Batman zamiast profesjonalnego podejścia i szybkiego ubicia Supermana zamienia to w jakiś rytuał z wiązaniem wroga i znęcaniem się nad nim.
- Od siebie dodam (oprócz wspomnianego "Martha") początek filmu, gdzie podczas walki Supermana z Zodem, Bruce dzwoni do jakiegoś dyrektora w swoim biurowcu i dopiero na komendę bossa (Wayne'a) wszyscy mogą się ewakuować. Wcześniej widząc, że całe miasto obracane jest w popiół przez kosmitów... siedzą w budynku i oglądają pojedynek.

5. PRYWATNA OBAWA
Obawa ta wybiega w przyszłość, aczkolwiek w filmie obaj bohaterowie pojawili się na moment. Jason Mamoa i Ezra Miller, bo o nich mowa, jako Aquaman i Flash nie zwiastują niczego dobrego.
Mamoa ani nie wygląda, jak Aquaman, ani co ważniejsze nie dysponuje ŻADNYM(!) warsztatem aktorskim. Kawał hawajskiej kłody, który o ile na Conana jako tako pasował, tak tu wydaje się nieporozumieniem. Jeśli jestem do kogoś uprzedzony w Hollywood, to Mamoa jest liderem tej listy.
Nieco inaczej rysuje się sprawa Millera w roli Flasha. O jego grze aktorskiej wiem niewiele, choć czytam, że podobno obiecujący, jeśli zaś chodzi o
fizjonomię to wypada mi zawyć: Gdzie jesteś Gustinie Grant?! Jeśli już nie chciano serialowego Flasha do produkcji kinowej, to naprawdę można było się lepiej postarać. Wątpię, czy zmienię zdanie, choć do premiery "JL" 1,5 roku.

Wychodzę na hipokrytę, bo dopiero co broniłem mieszanego z błotem Afflecka, którego nikt nie wyobrażał sobie w roli Gacka, ale to zupełnie inna para kaloszy.

---------------------------

Jeśli zaś chodzi o porównanie tworzenia swojego uniwersum pomiędzy Marvelem, a DC, to szczerze przyznaję, że Marvel prezentuje się solidnie i z racji wcześniejszego startu, póki co wyprzedza konkurencję. Co prawda Avengersi (cz.1) kompletnie mnie nie ruszyli, za to już takie produkcje jak X-men: First Class, jego kontynuacja, czy Iron-Man 3, to kapitalna rozrywka, a w przypadku trzeciego Irona może i coś więcej, choć doceniłem go dopiero za drugim razem. Zachwalany Cpt. America: Winter Soldier, to dobre kino szpiegowsko-polityczne o zabarwieniu komiksowym i w takiej kategorii dobrze się broni, lecz na kolana mnie nie powalił.
Wracając do tematu. Czy grzechem DC jest robienie swojego uniwersum inaczej niż Marvel? Czy to, że po trylogii Nolana, przedstawiono tak naprawdę jedynie Supermana i od razu ruszono z kopyta w postaci "BvS" (jako wstępu do "JL") jest czymś złym? Ktoś powie, że dla zwykłego zjadacza chleba, który ma ochotę na rozrywkę i nie zna komiksów, przytłaczające obrazy w postaci "MoS", czy "BvS" będą niestrawne, chaotyczne i nieprzemyślane, bo ludzie nie będą znać innych superbohaterów niż Gacek i Supek. Ja, jako zwykły zjadacz chleba, sympatyzujący z klimatami DC (choć w żadnym wypadku nie można mnie nazwać specem) i niektórymi postaciami Marvela (Spider-man, Hulk) uważam, że choć obrazy Snydera błędów się nie ustrzegły, to całościowo dały ("BvS" bardziej niż "MoS") mi to czego oczekiwałem, nie przyczepiając się szczególnie podczas seansu do rys fabularnych (po raz kolejny sławetna "Martha"). Było to za co uwielbiam DC. Świetnie się bawiłem i mam apetyt na więcej.
Dlaczego nie zrobiono najpierw filmów o Gacku, WW, Flashu, Aquamanie, Cyborgu i Latarni? Marvel tak zrobił i BYĆ MOŻE dlatego mnie osobiście pierwsi Avengersi nie przypadli do gustu. Cavill, choć jego rola w "BvS" napisana strasznie sztywno, jest wizualnie kapitalnym Supem, zaś Affleck jeszcze lepszym (starszym) Batmanem i to nie tylko wizualnie. Skoro liderzy JL są na takim poziomie, a Gal Gadot zrobiła dobre wrażenie, to o resztę można być chyba spokojnym - specjalnie zapominając na chwilę, że zatrudniono kogoś takiego jak Mamoa i Miller.
Może i z czasem Latarnia dostanie ponownie "zielone światło" na restart, bo JL bez niego trochę, a może i więcej, traci.

Zawsze znajdzie się coś do czego można się przyczepić, jednak mimo wszystko całościowo film dał mi wielką dawkę nasycenia i zadowolenia. Nie tylko ze względu na efektowne sceny pojedynków, lecz ze względu na poważniejsze podejście do tematu (wiem, jak to brzmi w przypadku filmów na podstawie komiksów), mrok, który akurat jest zasługą Batmana, no i starcia dwóch asów jasnej strony mocy, które ostatecznie cementuje ich pakt/przyjaźń. "BvS" to dobre wprowadzenie do "JL" i choć wątków oraz bohaterów było sporo, to jednak nie przeszkodziło w nadążaniu za fabułą.
Może i jestem nieco subiektywnym sympatykiem DC (szczególnie Gacka), ale wady dostrzegam. Nie odbierają mi one jednak satysfakcji z oglądanego filmu. Przyznaję, że gdyby nie postać (rewelacyjnego) Batmana, film miałby ode mnie jakieś 7,5, czyli coś w stylu "MoS".

Powtarzam jednak,"BvS" dał takiego kopniaka, jakiego Batman raz po raz serwuje Supermanowi. Warto było czekać bite 4 lata na kolejny film z udziałem Nietoperza. Co do Supermana, to liczę, że w "JL" trochę wyluzuje.

9-/10

Robson_77

Odniosę się do aspektów, co do których chciałbym podjąć z Tobą dialog.

Muzyka dla mnie jest jedną z większych zalet produkcji, a przyznam, że po przesłuchaniu całego soundtracka przed filmem nie wierzyłem w Zimmera. W filmie muzyka idealnie współgra z obrazem- do tego stopnia, że to właśnie dzięki niej za najlepszą scenę śmierci rodziców Bruce'a uważam właśnie tę z BvS. Do tego absolutnie rewelacyjny motyw Wonder Woman.

Zgadzam się co do tego, że w filmie pokazano jakoby Gotham i Metropolis były czymś na kształt polskiego Trójmiasta (tylko bez trzeciego miasta, hehe)- to było dosyć dziwne. Epizodzik z Costnerem był dla mnie strzałem w dziesiątkę- przez niego zacząłem czekać na pojawienie się Crowe'a! Pewne rozwiązania fabularne są dosyć niejasne i czasami przeczą zdrowej logice, ale przecież i TDK często śmieje się w twarz z inteligencji widza, a mimo to nazywany jest przez wielu arcydziełem.

Od siebie dodam tylko, że najbardziej mnie drażniło pojawienie się Flasha w tej dziwacznej wizji Wayne'a- scena zupełnie nieistotna, bezsensowna, po prostu głupia.
Słynny mail wprowadzający do JL jest nawet ok, trochę przegięto jedynie z filmikiem pokazującym Aquamana.

Za to absolutnie rewelacyjny początek, Lex Luthor który charyzmą bije na głowę każdego łotra od Marvela, Wonder Woman, która jest dla mnie największą niespodzianką (bo w zwiastunach wyglądała słabiutko...), no i tradycyjnie już dla filmów od DC cała masa emocji bez popadania w śmieszność czy tandetę. Skąd zatem ludziom się nie podoba? Pojęcia nie mam.

ocenił(a) film na 8
ed j. rush

Bardzo chętnie.

Na początku zaznaczę, że soundtracki z trylogii Nolana, czy też ten do "MoS" mają w sobie to coś, co powoduje, że mogę się nimi "szprycować" o każdej porze dnia i nocy. Inna sprawa, że wiele utworów na zawsze zostanie w pamięci przypisane do konkretnych scen z wymienionych filmów, a to zawsze niesie za sobą dodatkowe emocje podczas odsłuchań.
Daj mi dzień, może dwa na nasycenie się ścieżką z "BvS":) Przyznam, że do tej pory jeszcze się za nią nie wziąłem na poważnie, a swoją opinię opierałem jedynie o to co usłyszałem w kinie. W zupełności zgadzam się z tym, że muzyka jest wyważona i dopasowana do scen, a wypominane Zimmerowi "dudnienie" kompletnie mi nie przeszkadza - wprost przeciwnie. Problem w tym, że o ile w filmie muzyka była dopasowana o tyle miałem wrażenie, że solówka bez obrazu w domowym zaciszu mnie nie przekona. Tak jak mówię, posłucham i na pewno dam znać, czy zmieniłem zdanie, bo Zimmerowi warto dać szansę.
Tak na marginesie, to co ostatnio usłyszałem w "Chappie" mnie zamurowało. Miałem wrażenie, że to zremiksowany Vangelis wyrwany z "Łowcy androidów", a to poczciwy Hans. Soundtrack (poza niektórymi wyjątkami) z miejsca wstąpił do grupy tych do "szprycowania się". Polecam.

"...Epizodzik z Costnerem był dla mnie strzałem w dziesiątkę- przez niego zacząłem czekać na pojawienie się Crowe'a!..."

Tylko dlaczego uważasz, że to był strzał w dziesiątkę? Żeby nie było, Costnera lubię, podobał mi się w "Mos", ale w tym filmie trochę na siłę go upchnięto, a wygłoszony monolog był trochę nijaki i mało wnoszący.

Tak, wizja Flasha była dla mnie zaskoczeniem, bo z początku nie zatrybiłem o co chodzi. To było tak szybkie (niezły paradoks przy Flashu) i nie do końca zrozumiałe, ale koniec końców, czytając później komentarze i oglądając wyjaśnienia tego cameo, ma to sens. Mail wyjaśniający z metaludźmi, to by strzał w dziesiątkę(!), ale... te loga. Kompletnie niepotrzebne, bo dla tych co wiedzieli było to zbędne, a tym co nie wiedzieli i tak nic nie mówiło. Co do Aquamana, to już faktycznie pojechali.

Początek na plus, jak najbardziej. Mnie wcale nie przeszkadzało powolne wprowadzenie. Ba, ja to lubię w produkcjach DC. Może i Lex bije łotrów Marvela (choć nie wszystkich, bo Doctor Octopus był świetnym szwarccharakterem, podobnie jak Red Skull), ale na razie zdania nie zmienię póki Eisenberg nie wróci w kontynuacji i okaże się czy jego wcześniejsze przerysowanie było zabiegiem celowym i będzie w końcu prawdziwym Lexem, czy dalej gra na jedno kopyto.

"...no i tradycyjnie już dla filmów od DC cała masa emocji bez popadania w śmieszność czy tandetę..."

Tu akurat byłbym nieco bardziej sprawiedliwy i zmuszony (jako sympatyk DC) wytknąć takie tandety jak "Batman i Robin", czy mocno średni, żeby nie powiedzieć słaby "Green Lantern", choć wiem, że ten pierwszy to zupełnie inna bajka i inne czasy. Jakby nie było Marvel też ma kilka poważniejszych obrazów, jak chociażby "X-Men: First Class", "Iron-man 3", czy niezbyt lubiany przeze mnie "Incredible Hulk".
Jeśli zaś chodzi o "BvS" to jak najbardziej. Emocje, emocje i klimat.