W końcu nadszedł ten dzień i zobaczyłem tak szumnie zapowiadany film, który miał być starciem dwóch najbardziej znanych bohaterów z uniwersum DC. I powiem, że lekko żałuje. O ile facet w niebieskich pantalonach lata mi koło nosa, tak gacka od zawsze lubiłem, jako bohatera innego od wszystkich. Może też wpływ na film miał widziany zaledwie wczoraj nowy Kapitan Ameryka. Więc chciałbym podzielić się z wami zarówno swoją opinią, która zawierać też będzie porównania do rówieśniczego tytułu, z którym poniekąd dzieli tematykę jak i częściowo fabułę.
Zacznę od najszybszego do opisania czyli muzyki. Tu film niejako zawiódł, gdyż... nie pamiętam by ta w filmie jakkolwiek występowała. A smuci mnie to niezmiernie, biorąc pod uwagę jak genialny soundtrack miała trylogia Nolana (szkoda, że Człowiek ze Stali miał ten sam problem co tu). Na lekką jednak obronę, muszę stwierdzić, że Kapitan Ameryka także nie miał żadnego zapadającego mi w pamięć utworu, a że raczej mam słabe ucho do muzyki, to pomijam ten aspekt, więc następny punkt niech będzie już niejako początkiem.
Więc skoro już rozpoczęliśmy oficjalnie, przejdźmy do tego co w filmach (a przynajmniej tak mi się zdaje) najważniejsze, czyli fabuły. A ta jest niejako... nudna. Tylko tyle i aż tyle. Nie pamiętam bym kiedykolwiek nudził się na filmie o bohaterach, nawet tak nielubiany filmy jak pierwszy Hulk i Zielona Latarnia wzbudzają we mnie radość jak u małego dziecka podczas oglądania. A tu? Kompletna kicha. Film do czasu finałowego starcie jest zlepkiem różnych scen, które zasadniczo można podzielić tak - Superman myśli nad sobą, Batman dąży do zabicia Kryptończyka, Luthor wykonuje swój szalony plan, Wonder Women jest, Louis zajmuję się pracą. No serio panowie? Toż to samo wprowadzenie pajączka w Civil War (do tego jest to scena dziejąca się tylko w mieszkaniu Pitera) miało więcej sensu i akcji niż trzy ostatnie wymienione wątki razem wzięte. Że nie wspomnę, że wątek Supcia przypomina mi raczej jakiś film o emo, użalaniu się nad sobą i w ogóle, niż bohatera dalej szukającego swojego miejsca na tym świecie. Jego wątek nabiera sensu dopiero podczas "rozmowy" z ojcem. By nie było Batmanowi też się dostanie. Po kiego grzyba wrzucona jest śmierć jego rodziców po raz któryś? Chyba tylko po to, by słysząc imię swojej matki (bo musiała mieć na imię akurat tak samo jak mamusia Supermana) go nie zabił. Do tego tak nagła zmiana wizerunku tego bohatera, która choć częściowo podoba mi się, to bez szerszego rozwinięcia dla większości oglądających jest bez sensu, ale też zatraca poniekąd sam sens postaci. By to zrozumieć przytoczę na szybko fragment z jednej bajki z Batmanem - czerwony kaptur spytał się go wtedy dlaczego nie zabija, na co Batman odpowiedział mu, że gdyby tak robił, to przekroczyłby tą linię, która oddziela go od tych, których on łapie. Nawiązanie do zabicia Robina przez Jokera (samo porównanie Clarka do pajaca podobało mi się), brutalność gacka, jego wizję, które także są bez sensu i dość głupio ukazują Flasha. Słabo to się trzyma całości, jedynie sama chęć zemsty ma jakikolwiek sens. Sam Luthor też jest jakiś z kapelusza wyjęty. Tak naprawdę po co on działa? Wybaczcie, ale nie dostrzegłem nic poza czystym szaleństwem, cechującym bardziej Jokera niż Luthora. Jego działania tak czy siak nic by mu na szerszą skalę nie dały, a wręcz zaszkodziłyby mu. Szkoda, naprawdę szkoda, bo już nawet nie do końca wykorzystany Zemo miał więcej głębi i mniej jasny, a przez co ciekawszy plan. Do tego same dialogi średni leżą, jedynie znów Batman i Alfred wyróżniają się na tle reszty.
Omówiłem fabułę, muzykę niejako pomijam, to teraz czas na ocenę oprawy. Jedynie jeszcze szybko wspomnę, że gra aktorska była ok. Nikt się nie wyróżniał, nikt także nie leżał i nie robił pod siebie, słowem typowo średnio. Ale wracajmy do tematu. Oprawa graficzna widowiska, to chyba jedyna z niewielu rzeczy, które stoją mniej więcej tam gdzie powinny. Największe zarzuty mam tu do stroju Wonder Women i wybuchów Doomsdaya, które wyglądały jak gigantyczne pomarańczowe bańki (moje odczucie). Reszta nie wyróżnia się, może prócz finałowego starcia, gdzie fajnie czuć klimat, kiedy bohaterowie stoją naprzeciw siebie w strugach deszczu.
Ogólnie takie mam odczucia wobec tego filmu. Jest to dzieło 5/10, czyli typowy średniak. Problemem tego filmu jest to, co często da się przeczytać i usłyszeć. By nadgonić Marvela, zdecydowane się dać do jednego filmu za dużo wątków, przez co ostatecznie żaden nie jest doszlifowany jak powinien. I tak naprawdę ten mankament męczy ten film. Że skupiono się na daniu jak największej ilości treści, przez co nie dało się wszystkiego dopieścić, bo było tego zwyczajnie za dużo. Do tego mam wrażenie, że w filmie zabrakło porządnego wstępu i częściowo środka. Mam nadzieję, że jednak podniosą się z tego i w kinach będzie można oglądać nie tylko uniwersum Marvela, ale i DC. A póki co fanom tego drugiego pozostają filmy animowane, które póki co są zrobione 1000x lepiej niż ten film.