Jeśli w wyborze Afflecka faktycznie chodziło o bardziej dojrzałego mężczyznę, trochę
zmęczonego życiem i cynicznie podchodzącego do wielu spraw, to może być świetną
przeciwwagą dla ambitnego Supermana, którego nakręciły idealistyczne przemowy starego
Kenta albo kryptońskiego ojca. Jeśli twórcy pokażą ten oczywisty kontrast momentami
przeradzający się w konflikt, ten film wcale nie musi być kiepski.
Oczywiście trzeba będzie również dużo lepiej wyważyć tę produkcję, bo w Man of steel mieliśmy
przez większość czasu jakieś filozoficzne dyskusje i dylematy, a później nagle niekończącą się
rozwałkę CGI, rozwalone Metropolis itd. I jedno i drugie dawało poczucie przesytu, bo nie było
równomiernie rozłożone na cały czas trwania filmu.
Jeśli w tym uniwersum ma się jeszcze pojawić Cranston jako Luthor, to ja jestem bardzo na
tak i wierzę, że się uda.