Przedziwny film, ma momenty genialne, ale jednak z kina wyszłam z oceną - mocno średni. Kilka lużnych przemyśleń:
Jako wielbicielka postaci Batmana przed seansem nie dopuszczałam w ogóle do siebie myśli, że gra go Affleck. Stwierdziłam - pożyjemy, zobaczymy. W kinie starałam się dać mu szansę. I stwierdzam, że Affleck jako Batman ani mnie ziębi, ani grzeje, co jest w zasadzie dla mnie jednoznaczne - aktor, który sprawił, że moja ulubiona postać komiksowa wypadła dla mnie dość mdło, to aktor niedobrze dobrany. Nie znoszę postaci Supermena (choć w tej serii wreszcie ma jakiś normalny kostium, a nie te okropne obcisłe lycry). A tutaj czułam do niego więcej sympatii. Batman, który torturuje, używa broni, nie tyle łapie przestępców, co prowadzi do ich zlikwidowania. Szukałam fabularnego rozwiązania tej zmiany - jedyne jakie znalazłam, to śmierć Robina. Powiedzmy, że jestem w stanie to przyjąć.
Ale uhahałam się porządnie widząc zbroję Batmana! Przed seansem był zwiastun filmu animowanego Batman - Lego. W zbroi gacek wygląda identycznie jak ten lego-ludzik. Nie byłam w stanie przestać się śmiać.
Sama scena walki - ok. W ogóle cała rozpierducha w tym filmie jest ok, efekty wizualne mocno podwyższyły moją ocenę filmu.
Lex Luthor... Mam z nim problem. W kinie miałam takie wielkie "hello?", co z tym gościem jest nie tak? Ale teraz jak o tym myślę - jeśli celem reżysera było wywołanie we mnie irytacji na tę postać - cel osiągnięty w 100%. A nie każdy zły człowiek musi być pełen majestatu. Czasem zwyczajnie może im brakowac piątej klepki. Nie odczułam też groteski, porównanie go do Jokera uważam za nietrafione. Kojarzył mi się raczej z człowiekiem, który na siłę chce być fajny i "jakiś", ale ponieważ mało sobą reprezentuje, jest tylko irytujący.
Bardzo przeszkadzało mi w filmie to (ale może zwyczajnie nie załapałam), że nie rozumiałam jego motywacji. Po kiego grzyba on chce te potwory na Ziemię sprowadzić?
Zupełnym bezsensem były dla mnie epizody z pozostałymi bohaterami, nic nie wniosły. Flash wyglądał tragicznie... Ale może to przez moją sympatię do serialu?
Diana. Ach... Diana była piękna. Klasyka rysów tej aktorki wydaje się być idealna do roli greckiej bogini. Nawet kupuję jej pojawienie się znikąd w decydującym starciu - zwyczajnie miała dość stania z boku, skoro pojawiło się coś, z czym sama ludzkość sobie nie poradzi. I mam chrapkę na film o niej.
Irons? Fajny koncept Alfreda, który jest obeznany w całej maszynerii. Ale przez to, że aktor naprawdę dobrze się trzyma, wygląda na niewiele starszego od Bruce'a. Wywoływalo dyskomfort.
Najbardziej wkurzająca? Lois Lane. Wepchana na siłę do niektórych scen. I te ciągłe buziaczki w momencie, kiedy czas ucieka, rozpierducha trwa, ludzie giną. Nie, trzeba przecież pocałować swojego miłego chłopca i wyszeptać kilka badziewnie romantycznych słów... A tę włócznię, to sama mogła kurde zanieść. WW czy Batman też by rzucili. A Superman by (hehehehe...) nie zginął.
Film zdał mi się być bardzo źle zmontowany, szczególnie na początku, gdzie nudził mnie niemiłosiernie. Te skoki niby posuwające akcję naprzód, ale wprowadzające totalny chaos. Po co scena z rozlewaniem wody w łazience? Dla pań, które przyszły z chłopakami, miłośnikami postaci? Takie, które przyszły tylko dlatego i tak nie będą zadowolone, bo tu trzeba lubić to, co się dzieje na końcu. :D
I najgorsze co było w tym filmie, a co, w mojej opinii powinno stanowić jego sens. A ponieważ ten sens nie do końca widzę, to cały film jest właśnie średni.
Motywacja bohaterów. Ja serio do końca nie ogarniam, dlaczego w zasadzie Batman wkłada swoją lego-zbroję i idzie spuścić łomot panu pięknisiowi...
No, że niby żeby mu pokazać, że nie jest wszechmocny? Ale kurde, on chce go zabić. Co poskutkuje tym, że jak coś serio napadnie na tę planetę, to nie będzie pana Superciapy, który powstrzyma co nieco.
A juz totalnym bezsensem jest dla mnie scena, gdy panowie walczyć przestają. Że niby co, zaślepienie Batmanowi wywietrzało z głowy? Po jednym "Martha"? Jeśli tak, to trzeba było wcześniej to zaślepienie uzasadnić, pokazać. Batman wydaje się być dość racjonalną postacią. A tu o. Nagle, z niczego, chce pokazać kto silniejszy? Nie kupuję tego, dlatego nie kupuję tej kreacji gacka. Motywacji Lexa też nie ogarniam...
Nie ogarniam też do końca motywacji kolesia na wózku z odsyłaniem kasy, ale może nie wyłapałam.
Muzyka - Zimmer tak się już powtarza, że to zgroza. A moment pojawienia się WW taki w stylu "chodź bejbe, zabawimy się". Porażka. Podobał mi się muzycznie chyba tylko moment śmierci Superchłoptasia. A, i walc Szostakowicza, no ale to już ma jakąś historię. ;)
W zasadzie zatem - wizualnie ok. Efekty zadowalające, ale nie rzuciły mnie na kolana. Batmana nie kupuję, Supermena z zasady nie lubię, wkurza mnie jego kryształowość. Niezłe sceny walki wręcz, wpadek, że ktoś pada od swojego własnego kopniaka :D jak u Nolana - nie zauważyłam. Niezła jaskinia, elektronika gacka robi wrażenie. Totalnie rozwalony samochód, z którego SM wyrwał przecież nadwozie, potem jakoś cudem złożony dojeżdża do garażu. A, no, ok...
Drewniana Lois, Batman - nie Batman. Superman jest zgodny z komiksem (za co plus), nie lubię go, ale to wcale nie jest minus dla filmu. Kiepski montaż, kiepska reżyseria. Dziwny pomysł. A jednocześnie sporo genialnych scen. Więc ani super, ani bardzo słabo. Zwyczajnie średnio.