"Mute" to film, na który czekałem od jakiegoś czasu. Cyberpunkowy klimat jeszcze mnie nie zmęczył, a tutaj jest on podany w nieco lżejszej wersji aniżeli w nowym Blade Runnerze. Przyszedł dzień premiery, więc odpaliłem Netflixa, ale coś mnie natchnęło i postanowiłem sprawdzić najpierw opinie krytyków. Uwierzcie mi, kiedy zobaczyłem 9% na Rotten Tomatoes to coś we mnie zamarło. Mimo to odpaliłem nowy twór Duncana Jonesa i uznałem, że postaram się wymazać z pamięci te smutne recenzje i zacznę od całkowite zera, nie dając "hajpowi" za szybko uciec. I wiecie co? Mija pół godziny, potem kolejne pół, a ja się zastanawiam, kiedy film w końcu się posypie. Byłem zachwycony. Niestety druga połowa nieco mniej mi się spodobała, a zakończenie uważam za trochę przeciągnięte i przekombinowane, ale cholera - to jest naprawdę dobry kawałek kina SF. Sama historia wydaje się trochę pusta, jednakże trzeba zauważyć, że twórcy zbudowali dosyć ciekawy świat, niby nowoczesny, lecz widać w nim pierwiastek naszych czasów. Wszystko to ładnie zapakowali, zdjęcia nie zostaną ze mną do końca życia, ale nie mogę na nie narzekać. Muzyka dodawałą sporo nastroju, a dwie linie fabularne fajnie się uzupełniały. Film urzekł mnie jednak genialnie zagranymi pierwszoplanowymi postaciami. Motyw niemej postaci występował w kinematografii już niejeden raz, ale sylwetka Skarsgarda i ta jego "prymitywna", ale jakże pełna emocji twarz całkowicie mnie kupiła. Justin Theroux dostał perfekcyjną rolę dla siebie, creep jakich mało. Nie widziałem go na ekranie od wybitnego The Letftovers i dobrze było zobaczyć, że nadal trzyma niesamowicie wysoki poziom. Największym zaskoczeniem był dla mnie jednak Paul Rudd. Tak się złożyło, że miałem okazję obejrzeć ostatni parę feel good movie z jego udziałem i jest w nich świetny. Tutaj zaś dostał do zagrania postać niezwykle niewyżytą, agresywną, zadziorną i bezwzględną. Nie mogę w to uwierzyć aż do teraz - gość od Ant-Mana przeraził mnie tym, co robił na scenie (w ten pozytywny sposób). A jego wąs i nóż będą mi się śnić po nocach. Troszkę się rozpisałem, a chciałem na początku powiedzieć tylko jedno - dajcie szansę tej produkcji. Być może zjedziecie ją jak większość ludzi kilka godzin po premierze, ale jest szansa, że spodoba wam się jej nieprzeciętny styl. Polecam, 2 godziny dobrej zabawy w spokojnym tempie. Mogło być lepiej, ale nie będę płakał, bo mogę pójść do łóżka wiedząć, że nie zmarnowałem dwóch godzin mojego życia. Peace.
Pojecia nie mam o co chodzi z ta cala krytyka?.Co do cholery sie dzieje z tymi recenzjami na swiecie ?.Przeciez to jeden z lepszych filmow jakie ostatnio widzialem.Zupelnie nie mam pojecia o co chodzi.
Mi się wydaje, ze niektórzy po prostu za dużo oczekiwali od Bez słowa. Po pojawieniu się pierwszych trailerów nagłówki artykułów grzmiały "Blade Runner od Netflixa", co niewątpliwie mogło zaszkodzić temu filmowi. To dużo lżejsze dzieło, które nie ma ambicji by kreować wizję świata przyszłości i nieść tym samym za sobą przesłanie. Ot całkiem niezły cyberpunkowy akcyjniak. Bardziej porównałbym go np. do Uprowadzonej, niż do Blade Runnera.
Wydaje mi się, że większość nastawiła się na soczysty cyberpunk z wszczepami, neuropozyną, dużą dozą akcji i sam chętnie bym coś w tym stylu zobaczył. „Mute” to jednak zdecydowanie co innego i trzeba się z tym pogodzić. Ludzie są teraz bardziej zero-jedynkowi od komputerów i przy tym nie oceniają filmu, tylko dostosowują „swoją” ocenę do obecnego trendu. I gdyby to była kolejna papka o niepełnosprawnym który "przezwycięża swoje ograniczenia" to film miałby średnią 8,0. Bo taki film wypada ocenić na 10 /10. „Mute” na pewno nie jest filmem wybitnym, ale też nie jest to gniot jak sugerują oceny.
Zdecydowanie warto obejrzeć o ile nie jesteś fanem Avengersów, a bardziej Tajemnicy Andromedy czy Johny Mnemonic. Chociażby za podejście do gatunku i klimat należy się 7/10
Cyberpunk – odmiana fantastyki naukowej, skupiająca się na negatywnych konsekwencjach funkcjonowania ludzi w otoczeniu zaawansowanej technologii komputerowej i informacyjnej
Taka jest skrócona wikipediowa formułka czym jest cyberpunk w szerokim rozumowaniu. Neony + drony roznoszące żarcie + elektryczne samochody i miasto w kolorowych reklamach ≠ Cyberpunk. Akcja filmu mogłaby się równie dobrze odgrywać w 2001 roku czy 1989, nie ma nic wspólnego z cyberpunkiem, miasto niby przyszłości nie odgrywa tu żadnej roli, poza ładnym tłem. Tak samo historia nie jest umotywowana fabularnie w żaden sposób by umieszczać ją w pokrytym neonami Berlinie. Było kilkanaście wersji scenariusza i postanowili film wrzucic w taką stylistykę bo sądzili, że lepiej się sprzeda i to niestety widać. Wyjątkowo nieciekawa lepianka różnych lepszych lub gorszych (tych znacznie więcej) pomysłów.
2.5/10