We Wściekłych Psach - profesjonalista, w Fargo też gość z charakterem. A tu? Jakaś miejska pipka, która włóczy się za koleżkami i odzywa się, gdy mu ktoś pozwoli. I jeszcze ta frajerska śmierć... Nie no, ludzie, mogli kogoś innego zatrudnić do tej roli, albo rozpisać ją inaczej. Film ukradł Goodman, jak dla mnie, naciągane 7/10 ze względu na niego i na małą rólkę Hoffmana. Średnia komedyjka.
Dokładnie, potraktowanie w taki sposób Buscemiego chyba przesądziło o fakcie, że nie lubię i nie polubię Big Lebowskiego. Najbardziej nieskładny ze wszystkich znanych mi Coenów. Wszystko to jest na siłę - średnia, średnia :) Naciągane 5/10 tylko ze względu na Goodmana.
:DDDD To jest AKTOR.Przeczytaj sobie definicję tego zawodu.Dlaczego traktujesz Buscemiego jak średniego wyrobnika,który ma tylko grać jedno i to samo?Czemu go nie szanujesz?Twój problem że go zaszufladkowałeś,ale nie bierz się stary za robienie castingów i mówienie kto miałby co zagrać.Buscemi zagrał świetna rolę i idealnie do niej pasował.
Ja go nie szanuję? Wręcz przeciwnie. Denerwuje mnie tylko to, że dali mu taką pedałkowatą rolę. A to gość z charyzmą, jakby Coenowie inaczej napisali mu rolę, to by na pewno nie wyszedł na "średniego wyrobnika".
Do widzenia.
Pewnie całował ich po stopach z wdzięczności, że dają mu szansę wyjścia z szuflady.
Dla mnie najlepszy był Turturro ;d haha dobry z niego był latynoski pedrylek
Ale fakt że Seymour Hoffman zagrał rewelacyjnie, Goodman o Stormare też byli niesamowici, Buscemi pasował do tej roli i chyba Bridges wypadł najsłabiej aczkolwiek też dobrze.
Niestety poza grą aktorską film nie miał w sobie nic niezwykłego. Historia banalna, wątek kryminalny słaby, poza aktorami których wymieniłem - reszta obsady jak i ich postaci nijakie lub niepotrzebne. Dialogi niezłe ale tylko niezłe i w zasadzie tylko od strony komedii był to film na 7/10, aktorstwo 9/10 ale reszta walorów a szczególnie słaba historia na 5/10.
No i ta ostatnia scena a właściwie monolog tego kowboja... To miało wyróżnić ten film? Nie nie nie... nie wyróżniło. Cały film wykreowany na wielkie arcydzieło był chwilami zwykłym bełkotem...
Dostajesz na tacy oscarowego hipisa-menela Bridgesa, oscarowego kreującego się na Żyda "Viet veta" Goodmana, oscarowych niemieckich nihilistów zasmakowanych w naleśnikach oraz jeszcze tuzin innych oscarowych przeoryginalnych ról z bogatym rysem psychologicznym i w obliczu tego wszystkiego piszesz o jakimś słabym wątku kryminalnym (zresztą jak to słabym, poproszę o przykład filmu w którym za okup robi torba z brudnymi gaciami)... Banalna historia? Dostajesz film skupiony wokół postaci której życie polega na graniu w kręgle, paleniu trawy i słuchaniu dźwięków z kręgielni w pozycji leżącej na dywanie i oczekujesz - nie wiem - że okaże się pierwszym człowiekiem który poleciał na Marsa? "Kowboj", na którego finalny monolog narzekasz, już na wstępie nakreślił wszystko słowami: "Sometimes there's a man, sometimes, there's a man. Well, I lost my train of thought here". Kultowość tego tytułu polega właśnie na tym, że to "chwilami zwykły bełkot". The beauty of this is its simplicity.
Buscemi to dorosły człowiek i raczej SAM się zgodził na tą rolę. Też go lubię, jest jednym z moich ulubionych ludzi w przemyśle, ale to nie zaważa na mojej ocenie filmu, który zresztą uwielbiam. Zresztą w Mystery Train też ma podobną rolę.
postaci odgrywane przez Buscemiego zazwyczaj dużo gadają (a już szczególnie w Fargo). To miała być ironia taka, może trudna do wychwycenia ale bardzo istotna... Sam Buscemi mówił, że jak na początku czytał scenariusz to niezbyt mu się to podobało, ale scena śmierci i to co potem przekonały go.
Co oni zrobili z tym Stormare? Co oni zrobili z Fleą? Co oni zrobili z Hoffmanem? Czemu potraktowali ich jak pipki???!!! Bracia Coen, czy słyszeliście kiedyś o Wietnamie? You're entering a world of pain...
ja np. nie znałam wcześniej jakoś dobrze tego aktora (nie przykuł mojej uwagi w żadnym filmie) i uważam, że bardzo dobrze pasował do tej roli, a jego postać jest bardzo intrygująca.