Nasuwają się skojarzenia z węgierskim "Made in Hungaria",jednak tamten film był deczko lepszy.Z momentów "śpiewno-tanecznych" zdecydowanie dwa przypadły mi do gustu.Mianowicie scena w barze jak główny bohater chciał kupić saksofon,oraz ta na sali wykładowej na uczelni.Swietne momenty.Jeden tekst mnie szczególnie rozbawił "musiałeś słuchać za dużo Charliego Parkera".Polecam.
Moim zdaniem "Bikiniarze" są lepsi od "Made in Hungaria" (czy jak chce polski dystrybutor "Papryka, seks i rock'n'roll";) ).