Obsada doborowa ale realiów dekady w której ta opowieść się rozgrywa - brak. Zamiast użyć
archiwalnych fragmentów programów , na potrzeby filmu stworzono takowe , istna paranoja ! Czy
w archiwum Polskiego Radia brakuje dawnych audycji !? To nie jest jedyny mankament tego
dzieła a jeden z wielu. Drugi to muzyka, czasami odstająca od czasu w którym się dzieje, co
naprawdę denerwuje , ponieważ zamiast uwierzytelnić tę historię, jedynie ją ośmiesza. I w ten
oto sposób akcja nie tyle dzieje się w końcówce lat 60-tych co raczej próbuje odtworzyć tamten
czas i te próby widać ale na tym się kończy. Dzieło Jacka Bromskiego ostatecznie dzieje się
jakby w alternatywnej rzeczywistości. W PRL-u czysto filmowym a nie realnym a sama historia
sprawia wrażenie wymyślonej naprędce. Owszem pomysł jest intrygujący i faktycznie mogło
wyjść z tego coś naprawdę zabawnego ale w momencie kiedy bracia opuszczają dom rodzinny
piękna w założeniu opowieść zaczyna dryfować a film dłużyć. Irytuje zwłaszcza scena w pociągu,
kiedy to kierownik Warsu opowiada o swojej pracy. Czy normalne jest aby dosłownie przed
chwilą poznanemu człowiekowi wyjawiać mechanizm swojej roboty, plany oraz marzenia ?
Szelest papieru to jednak "małe piwo" przy scenach z udziałem Anny Przybylskiej. Reżyser nie
poświęcił większej uwagi granej przez Nią postaci. W wyniku tego , grana przez Nią Halina
pozbawiona jest prawdy, (spoiler) ucieka sobie ale ostatecznie to uciekanie jak się okaże
lubi(sic!) i tak jak główny bohater tak widz popatrzy i zapyta: czemu ?! Koniec to majstersztyk!
Wygląda że mamy tu typowo polskie zakończenie ale niespodzianka ! na ekranie pojawiają się
nieczytelne , żółte napisy (sic!) informujące że mimo wszystko jest happy end. Wygląda to tak,
jakby nagle producent uznał że nie może być aż tak źle! I na siłę dorzucił te napisy, co śmieszy
ostateczne bardziej niż cały film. Ostatecznie pomimo wszystkich mankamentów , dobrze się
ten cały alternatywny, designerski PRL ogląda. Jeżeli jednak szukacie historii o dojrzewaniu w
dobie PRL to polecam "Motór" , "Wszystko co kocham" oraz "Yuma". Ten jeden możecie sobie
darować.
To trochę robione jest pod młodego widza ... mnie ten cukierkowy PRL też razi ... pogaduchy w pociągu w realnym życiu pewnie nie miałyby miejsca, ale lekcja dla młodzieży, kto był kim w tym świecie "ORBISu" i PRLowskich lokali klasy S. Nie można narzekać ... na tle teraz kręconej szmiry to bardzo sympatyczny film.