Nie wiem czemu nie napisałam nic wcześniej, w koncu film widziałam hohoho temu... widziałam go późno w malym krakowskim kinie, już sam poczatek z rewelacyjną muzyka bardzo mi się spodbał ... jednak gdy wyszłam z kina po prostu nie mogłam wytrzymać chciało mi się skakac z radości, uśmiechac się do każdego i w ogóle ... przyznam się że ryczałam jak bóbr ... i to nie w tych takich naprawdę wzruszajacym momentach np nie podczas czytania listu od mamy tylko tych bardziej meskich ;p jak dla mnei ten film jest o poswięceniu, o miłośći bezwarunkowej i o toleracji ... no i tam muzyka - jak usłyszałam Children of the revolution to nie mogłam wysiedzieć i musiałam jak najszybciej kupić soundtrack ... jamie bell po prostu genialnie dobrany do roli no i te zabawne momenty (najlepszy z pirutem i wanną) :) polecam bardzo bardzo ... no i plakat genialny ...