Drugi film w reżyserskiej karierze Windinga Refna: po efektownym debiucie, Duńczyk przerzucił się z klimatów gangsterskich na bardziej kameralną opowieść z życia kopenhaskich przedstawicieli tzw. "generacji X". Od strony stylistycznej jednak, "Pusher" i "Bleeder" to filmy bliźniacze, nad obiema historiami ciąży również podobnie fatalistyczny klimat. Tak jak w pierwszym swym obrazie, Refn udowadnia, że posiada wrodzony talent do opowiadania obrazem i dźwiękiem. "Bleeder" porywa bowiem już od początkowej prezentacji bohaterów i następującej po niej sceny w sklepie z VHS-kami, gdzie filmowy zapaleniec odtwarzany przez Mikkelsena jednym tchem wymienia nazwiska wielkich i tych pomniejszych (acz zasługujących na pamięć każdego kinomana z pewnych względów). Gdybym miał krótko scharakteryzować ten projekt, napisałbym, że "Clerks" spotykają tutaj Lyncha i Tarantino. Jest to jednak oczywiście pewne uproszczenie, może nawet nieco krzywdzące, bowiem twórca "Drive" już na tym etapie zdążył wypracować swój własny, charakterystyczny styl, który w następnych latach będzie cyzelował.
Szczerze mówiąc, to nie widzę większego podobieństwa między początkiem twórczości Refna, a jego obecną filmografią.