Plus za sceny koncertów a przede wszystkim za koncert "Live Aid", ale to wszystko trochę takie za grzeczne.. Definitywnie widać, że żyjący członkowie Queen mieli wielki udział w kształcie filmu.. :( A to przecież wielki Freddie Mercury. Jego życie i wybory nie były tak krystaliczne. Szkoda :/ Chciałbym napisać, że jest blisko "The Doors" Olivera Stone'a, ale tak naprawdę nawet nie dorównuje "Straight outta Compton". :'(