Jako fan Queen z wieloletnim stażem, podobnie jak wielu tu obecnych, może nie mam zbyt obiektywnej opinii o filmie. Może traktuję go przez pryzmat sentymentu, wspaniałej muzyki. A może nie? Rami zrobił kawał doskonałej roboty, ale na pochwały zasługują też Ben, Joe i Gwilym, nie wspominając o innych. (Polecam na marginesie śledzenie "fanbase'u" filmu i wymiany komentarzy/zdjęć między obsadą na instagramie, czyste złoto, widać, jak bardzo zaprzyjaźnili się w czasie pracy). ALE DO RZECZY. Fabuła miejscami faktycznie odbiegająca od historii zespołu, może i wygładzono i wylaurkowano to wszystko... I co z tego? Ludzie! Zobaczcie komentarze fanów na YouTube, Facebooku. Zobaczcie, po ile razy ludzie poszli na to do kina. Ja sama za chwilę wybieram się na piąty seans. :) Fani dostali mnóstwo radości, a Brian i Roger z Queen nie mogą wyjść z podziwu nad odtwórcami głównych ról, całą produkcją, w tym oczywiście genialnym odwzorowaniem Live Aid. Nie każdy film musi być filozoficznym arcydziełem. Film to emocje. Nagrody filmowe nie są tylko dla ambitnego kina (nie umniejszam Bohemian Rhapsody, mówiąc "ambitne" mam na myśli po prostu poważne, wysublimowane kino). Ludzie się bawią tym filmem. I tak powinno być.
Jest sporo racji w tym co piszesz. Są też osoby, które dzięki temu filmowi zaczęły zagłębiać się i celebrować cudowną muzykę Queen. Taką osobą ja jestem. Dzięki temu filmowi, zapoznałam się z większością dyskografii,dzięki której jestem teraz bogatsza duchowo. Prześledziłam genezę, historię zespołu, obejrzałam dokumenty, przeczytałam kilka biografii. Jestem również zafascynowana autentycznymi koncertami Queen na DVD i gorąco liczę, że taki koncert dane mi będzie obejrzeć w kinie. Ta muzyka,jej teksty stanowią dla mnie duchową terapię. Sentymentalne ballady niesamowicie wzruszają a rockowe,mocne kawałki dają życiową energię. Mam zamówione też solowe płyty Freddiego bo głos frontmana Queen sprawia, że świat staje się piękniejszy.Zgodnie z Jego testament em i przesłaniem: show must go on.....