Zauważyłem, że główna krytyka filmu skupia się na 2 aspektach:
- brak pokazania mocnych scen m.in. narkotyków na imprezach i scen seksu męskiego,
- brak ukazania męki Freddiego w chorobie, jego ostatnich dni, wyniszczonego organizmu i pogrzebu.
Do tego ubierając to w inteligentne słówka, że bez takich scen film jest płytki, zbyt powierzchownie ukazuje postać Freddiego itp.
Zastanowiliście się trochę dlaczego tak jest? Film ukazuje głównie muzykę i legendę zespołu, w szczególności Freddiego i nie miał być to kolejny dramat psychologiczny ani szokujący scenami obraz.
Często osoby takie piszą, że są wielkimi fanami Queen. Ja w to wątpię. Gdyby znali biografię Freddiego wiedzieliby, że:
- po pierwsze swoje życie prywatne trzymał dla siebie, nie chciał tym epatować za życia, więc czemu mu robić takie świństwo po śmierci?
- po drugie o AIDS powiedział tylko najbliższym i nie chciał się użalać przed fanami. Film, gdzie ukazano by jego walkę z AIDS, męki jakie czuł dla wielomilionowej publiczności byłoby pluciem w twarz i odarciem go z legendy.
Koledzy z zespołu zrobiliby mu wielkie świństwo zezwalając na ostre sceny i męki w chorobie, których za wszelką cenę nie chciał pokazywać światu.
Prawdziwi fani powinni takie rzeczy zrozumieć....
Film jest dla szerszej publiczności, także dla młodych ludzi, aby ukazać im fenomen Queen, legendę Freddiego. Ma to być coś jak filmowy pomnik, a nie psychologiczne wypociny dla garstki widzów oglądających film w kategorii R. Tutaj widziałem na seansie ludzi w różnym wieku, nawet rodziny z dziećmi. Prawie wszyscy byli zachwyceni i słuchali muzyki do końca napisów.
Poszedlem na film o Freddiem. Chcialem dowiedziec sie, kim tak naprawde byl. Dostalem biograficzne disco polo.
To naprawde takie trudne do zrozumienia?
Tylko to nie miał być dramat o Freddiem, ale film o zespole. I moim zdaniem dobrze jest to pokazane, jak zaczyna, lik się dogadywali i dochodzili do sukcesów. Nie zgadzam się, że jedynym słusznym tematem jest choroba i śmierć wokalisty. Twórcy filmu mieli praw wybrać takie momenty z życia zespołu, jakie pasowały do ich wizji.
"dobrze jest to pokazane, jak zaczyna" - bardzo niewiele z tego, co zostało pokazane, faktycznie pokrywa się z rzeczywistością. A już na pewno nie ich początki. "jak się dogadywali" - również nie. Z tego co mi wiadomo żadnego kryzysu w Queen nie było, Freddie również nie powiedział im o tym, że choruje.
Dla mnie ten film to wydmuszka mająca napędzić sprzedaż muzyki Queen. Nie widzę innego powodu, który mógłby przyświecać twórcom. Z faktami nie ma nic wspólnego, z postacią Freddiego jeszcze mniej.
Od początku było mówione, że to ma być film poświęcony muzyce Queen i oddanie hołdu Freddiemu. Tak zapowiadali ten film członkowie zespołu. Nie mówili, że to film biograficzny Freddiego. Ponadto ma tytuł pochodzący od jednej z piosenek. Może powstanie film stricte biograficzny pt. "Mercury" lub "Freddie".