Jeśli po śmierci widzimy jak wygląda życie na ziemi to Freddie Mercury oglądając film "Bohemian Rhapsody" wkoorwiony rzuca kubkiem po kawie w telewizor. Ten Egipcjanin z worami pod oczami mógłby zagrać jakąś kukłę z piramidy ale nie Freddiego. Ten film jest tak choojowy, że aż bolą oczy. Dzięki bogu muzyka Queen łagodzi dramat oglądania tej produkcji.
Ja osobiście wierzę w życie po życiu.
A abstrahując od filmu, uważam, że ta cała szopka i farsa jaką Brian i Roger(z całym szacunkiem i podziwem dla ich dorobku i wkładu w wielkość twórczości Queen) odstawiają z Lampertem, jest niczym innym jak profanacją prawdziwej Królowej z niezrównanym Freddiem na czele. Myślę, że Fred w innym wymiarze daje show na najwyższych obrotach, a na naszej skromnej ziemi, należy się szacunek Johnowi za lojalność wobec zmarłego przyjaciela oraz wspolnych,ponadczasowych dokonań.