PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=619201}
7,8 253 tys. ocen
7,8 10 1 253487
5,2 74 krytyków
Bohemian Rhapsody
powrót do forum filmu Bohemian Rhapsody

Gdyby to był kazdy inny film to bym się nie czepiala, ale w tym wypadku aż żal że nie poprowadzili fabuły trochę inaczej. Drażniły duże nieścisłości i naciąganie rzeczywistości począwszy od chronologii wydarzeń, kończąc na szczegółach takich jak poznanie Mary (naprawdę poprzez Briana Maya) lub Jima, których zmiany wydawały się kompletnie niepotrzebne. O ile jestem w stanie zrozumieć naciągnięcie chronologii na potrzeby dramaturgii końcówki aby Freddie dowiedział się o chorobie przed Live Aid, tak w wyżej wymienionych przykładach nie znajduję wytłumaczenia. Podobnie kreowanie okresu solowej kariery Mercurego na wielką zdradę podczas kiedy tak naprawdę wszyscy członkowie robili swoje projekty na boku - Roger miał nawet swój własny drugi zespół. Idąc dalej rzekome nieprzygotowanie zespołu do Live Aid z powodu długiej przerwy również mijało się z prawdą. Pewnie przeciętny widz będzie miał to gdzieś, jednak uważam że warto było postarać się trzymać prawdy nieco bardziej.

Casting trzech członków grupy to po prostu majstersztyk. Chodzące klony. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu.
Natomiast sam Mercury? Z calym szacunkiem do aktora mnie raziło zbyt małe fizyczne podobieństwo. Zbyt chłopięca twarz, postura. I mam wrazenie ze jego ogólne odwzorowanie również nie było do końca trafne. Obejrzałam chyba wszystkie możliwe nagrania Mercurego w swoim życiu i ja osobiście w tym filmie go za bardzo nie dostrzegłam. Brakowało mi jego energii, szerokiego uśmiechu, śmiechu, męskości, radości i charyzmy.

Zakończenie filmu na Live Aid nie było głupim pomysłem, natomiast zdecydowanie pozostawilo jednak niedosyt i wyobrażenie o ile głębszy bylby film gdyby zdecydowali się jednak dojść do śmierci Mercurego i zakończyć na koncercie z 92 roku poświęconym jego osobie.

Nie mam pretensji że film nie skupiał się ma wybrykach Mercurego, natomiast mam wrazenie ze tworcow zgubiła próba poruszenia wątków jego seksualności i szalonego stylu życia z grzecznym tego ukazaniem. Powinni byli postawic na jedno - czyli albo rzeczywiście slupiamy sie na drodze zespołu na szczyt i ich muzyce a wątek prywatny Freddiego jedynie draśniemy, albo postawić na opowieść o jego prywatnym życiu ale wtedy w ciekawszy sposob. Niestety tu mielismy misz masz czyli dość duzy nacisk na przybliżenie jego relacji i związków, a z drugiej strony opowiedziane to w bardzo ocenzurowany, jakby jednowymiarowy sposób, co momentami nawet dla mnie jako fanki było nudnawe, a ludzie na sali wzdychali i ziewali.

Początek filmu był rewelacyjny i żałuję że caly nie utrzymał tego poziomu. Szybko i sprawnie płynąca akcja, przepięknie pod względem wizualnym, dużo zabawnych i ciekawych momentów. Niestety wraz z biegiem czasu chyba trochę się pogubili. Brakowało mi m.in. wyraźnego zarysowania kiedy zespół wybił się na wyżyny światowej kariery.

Mimo wszystko film jest wciąż dobry i zdecydowanie wart zobaczenia. Świetne efekty i odwzorowanie koncertów, niesamowicie realistyczne kreacje członków grupy, rewelacyjne i zabawne sceny w studiostudio, oryginalny bardzo przyjemny klimat, przepiękny wizualnie.

Jest dobrze natomiast trochę boli bo był potencjał na coś bliskiego arcydziełu.