PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=619201}
7,9 233 tys. ocen
7,9 10 1 233351
4,9 56 krytyków
Bohemian Rhapsody
powrót do forum filmu Bohemian Rhapsody

"Bohemian Rhapsody" to świat Freddiego Mercury. To świat grupy Queen. To świat mojej młodości.
Słuchałem Queen, gdy dorastałem. Gdy chodziłem do szkoły średniej, płytą którą zrecenzowałem do szkolnej gazetki było "Innuendo". Pamiętam rok 1991 i niedowierzanie, że mój muzyczny idol nie żyje. Wiedziałem, że nigdy nie będę mógł być na jego koncercie, że bezpowrotnie odszedł. Po 27 latach powrócił...
Ponad dwie godziny magicznego kina pozwalającego obcować z muzyką Queen. Zarys historii legendarnej grupy objęty w ramy od momentu zawiązania się kapeli do sławetnego Live Aid w 1985 roku. Film skupia się na Freddim Mercury. Wkraczamy w jego życie w chwili, gdy po rozpadzie The Smile proponuje swoje usługi wokalne Brianowi May i Rogerowi Taylorowi. Towarzyszymy przy powstawaniu najlepszego krążka grupy "The Night At The Opera”. Poznajemy genezę takich utworów jak "Bohemian Rhapsody", "Another One Bites the Dust" czy też "We Will Rock You".
Ale Freddie Mercury to nie tylko Queen. Freddie to człowiek bezkompromisowy i często zarozumiały. Uczuciowy ale i zagubiony. Biorący życie całymi garściami ale i nieszczęśliwy. Film ukazuje jego relacje z Mary Austin - największą miłością jego życia oraz destrukcyjny związek z Paulem Prenterem. W pamięci utkwiła mi scena pojednania z ojcem Freddiego. Taki moment w którym kilka chwil na ekranie jest w stanie wycisnąć z człowieka łzy...
"Bohemian Rhapsody" jest filmem dynamicznym jak życie Freddiego. Pominięty został rozdział z jego życia związany z nagraniem płyty z Montserrat Caballe a jedyny zarysowany kawałek z jego solowej twórczości to kilka dżwięków "Mr Bad Guy". Jeżeli chodzi o Queen zabrakło nawiązania do filmowego dorobku grup (Flash Gordon, Highlander) czy też ostatniego okresu twórczości grupy, kiedy śmiertelnie chory Freddie tworzył pomimo tego, że każda czynność dnia codziennego stwarzała mu ból. Ale z drugiej strony niemożliwym jest sprowadzenie całego tak bujnego życia do - raptem dwóch godzin filmu. "Bohemian Rhapsody" nie miał być encyklopedią wiedzy o Queen czy Mercury. To film o ogromnej pasji, miłości i przyjażni. Przepełniony fantastyczną muzyką. Film wielki tak jak jego bohaterowie. Koncerty Queen kończyły się zawsze kawałkiem "God Save the Queen". Obraz Bryana Singera kończy "The Show Must Go On". Zapewne tak jak chciałby Freddie Marcury.

ocenił(a) film na 9
anadal

W 100% podpisuje się pod tym co napisałeś. Ten fim jak napisałeś nie miał być encyklopedią wiedzy, nie jest też biografią to hołd.

Rinzler

Skoro nie jest to biografia, ani encyklopedia, a zwyczajne nieudolne ślizganie się po faktach to dlaczego jest promowany jako biografia, a gdy spotyka się z negatywnymi opiniami to fanboje nie uznają tego jako biografię? Czyżby widzieli wady, ale nie chcieli o nich gadać i dlatego spłycają wartość sygnowanej biografii?
Gdyby producentami nie byli May i Taylor to może i bym łyknął takie tanie wyjaśnienie, ale biorąc wszystko pod uwagę nie jestem. Producentami filmu jest dwóch aktywnych członków Queen, ale nawet nie sprawdzili, że chronologia leży totalnie. Na koncerty nie mają siły, na wydanie nowej płyty też, w końcu ile można wydawać reedycje, a zarobić jakoś trzeba, więc pozwolili na nagranie tego filmu, ale jak widać mieli w dupie finalny rezultat.

ocenił(a) film na 9
PanKracjusz

''Skoro nie jest to biografia, ani encyklopedia, a zwyczajne nieudolne ślizganie się po faktach to dlaczego jest promowany jako biografia.''

To jest hołd. A że promuje się to jako biografie i mówi że to biografia to błąd.

''Gdyby producentami nie byli May i Taylor to może i bym łyknął.''

Tylko widzisz jest drobna róznica między producenci Brian May i Roger Taylor a inni producenci. Wiesz jaka ?
Że ci dwaj byli bliżej tej historii, bliżej Freddiego Mercury'ego niż inni. Niż ja i ty. Jeśli oni chcą opowiedzieć tą
historie w ten sposób, mają do tego święte prawo. Możesz mieć jakieś ''ale'' do tej ich dalszej działaności jako
Queen, możesz twierdzić że wydawanie kolejnych reedycji płyt to odcinanie kuponów czy nawet żerowanie na
popularności. Ale ja równioe dobrze powiem ci, że jest to również podtrzymywanie świadomości w głowach i umysłach ludzi że taki zespół jak Queen i taki wokalista jak Freddie Mercury kiedyś istniał. Jasne chronoligicznie
film ma błedy, nie zaprzeczam ale czy wpływa to na jego odbiór, na oglądanie i dobrą zabawe ? Nie. Gdyby obaj
mieli gdzieś finalny rezulat filmu, raczej nie pojawiliby się na jego oficjalnej premierze. Nie udzielali by również wskazówek Gwilymowi Lee czy Benowi Hardy'emu. Generalnie mielby to w dupie. Siedzieliby w domu i czekali na zysk. Na szczęście było inaczej niż mówisz :)