Niestety aktor grający Freddiego uczynił z niego karykaturę. Doprawdy okrutny żart. Owszem, szczęka Freddiego była dosyć charakterystyczna, ale nie wyglądał jak wydymająca usta Pamela po nieudanym zabiegu kwasem hialuronowym, albo jakiś karp. O zgrozo. O kolorze oczu nie wspomnę a przez ich wielkość wyglądał bardziej jak Frodo Baggins z Władcy Pierścieni :) Ogólnie rysy rażąco odmienne, co niestety niekorzystnie wpływało na odbiór niektórych (albo większości) scen. Wielka szkoda.
A może chociaż długość przyrodzenia się zgadzała?
Było mówione wielokrotnie, że Dominic Cooper byłby najlepszym wyborem do tej roli.
Wiesz, zawsze można kłócić się o fryzurę, długość zębów, brody i wąsów, kształt uszów, o dwa centymetry mniejszego bicka, mniejszy rozmiar obuwia, ale czy warto? :)
Nie kłócę się, tylko wyrażam swoją opinię. Wygląd aktora miał wpływ na klimat wielu scen (w moim przypadku). To nie kwestia, czy warto. Tak było. :)
Trudno się z tym nie zgodzić. Postać momentami wizualnie przerysowana, w "środkowej" fazie (półdługich włosów), dla mnie Malek był bardziej Jagger`em, niż Mercurym. Postać zdominowały charakterystyczne oczy Maleka oraz rzeczywiście ciut przesadzona szczęka. Niemniej, nie odbiera to filmowi tego co najważniejsze, czyli tego, że jest bombą emocjonalną (w moim subiektywnym odczuciu).