Od filmu biograficznego oczekuję faktów, a nie ich przeinaczania po to aby powstało coś w rodzaju hołdu dla zespołu Queen, którym jak najbardziej się należy. Ale w filmie jest taka masa błędów, że aż kłują w oczy.
Freddie wcale nie poznał Briana Maya i Rogera Taylora przy busie po koncercie. W rzeczywistości znał ich dużo wcześniej. Rogera Taylora poznał w sklepie z odzieżą, gdzie razem pracowali. Tima Stafella, którego rzekomo w filmie nie znał poznał podczas studiów i to on wkręcił go w towarzystwo zespołu, z którym kręcił się dłuższy czas. W międzyczasie próbował sił jako wokalista w dwóch innych projektach, ale zakończyły się one klapą. Jak Tim odchodził do Humpy Bong to on zarekomendował Mercury'ego na swoje miejsce.
Z Brianem Mayem wiążę się inna ciekawa, dość zabawna historia, którą twórcy nie wykorzystali.W rzeczywistości to Brian poznał Freddiego z Mary Austin, która była jego dziewczyną. Jednakże Mary bardziej imponował właśnie Freddie. Panowie przez pewien czas rywalizowali o dziewczynę, Brian po pewnym czasie odpuścił.
Mercury raczej nie zachowywał się jak podczas spotkania z Rayem Fosterem. Śmiem twierdzić, że był nawet nieśmiały, dopiero na scenie zamieniał się w wulkan energii. Wcale nie uważał się za lidera zespołu, nie wywierał żadnego nacisku na kolegów w sprawie rozstania. Wspólnie zdecydowali, że pora od siebie odpocząć. Mercury bardzo chciał nagrać solowy album, jednakże wszystko uzgadniał z chłopakami bez stawiania sprawy z góry.
Jim Hutton nie był kelnerem, lecz fryzjerem, poznali się w dość zabawny sposób nie na gejowskiej imprezie, ale w barze. Jim wpadł w oko Freddiemu i chciał postawić mu drinka, ale ten go...nie poznał i go spławił. Dopiero partner, z którym był powiedział mu, że to sam Freddie Mercury do niego podszedł.
I wreszcie błąd moim zdaniem niewybaczalny. Freddie o swojej chorobie dowiedział się nie przed, ale w 2 lata po słynnym Live Aid. I to wcale nie członkowie zespołu byli pierwsi, którym to powiedział, lecz Mary Austin. Freddie posunął się przez jakiś czas do ukrywania swojej choroby przed kolegami i światem. Tak oddalał myśl o chorobie, że nawet zmienił zarost i nosił grubą warstwę makijażu, aby ukryć objawy AIDS, a nawet wypalał mięsaki na skórze. Coraz częściej nagabywany przez kolegów, że coś z nim jest nie tak przyznał się w końcu do choroby, zaznaczając jednocześnie, że chce pracować dalej. Prosił, aby się nad nim litować i więcej nie poruszać tego tematu, gdyż chce się skupić wyłącznie na muzyce (scena, w której się zwierza chłopakom o swojej chorobie mogła mieć miejsce, ale nie przed Live Aid). Ukrywał jednak wciąż chorobę przed fanami. Jednak teledyski, w których się pojawiał na tyle go zmieniły, że pojawiły się liczne doniesienia medialne sugerujące jego stan. Freddie tuż przed śmiercią przyznał się, że ma HIV.
Coś mi się wydaje, że Brian May i Roger Taylor za bardzo chcieli wybielić wizerunek Freddiego