Pewnie trudno skompresowac zycie Freddiego w 2 godziny i 14 minut, dlatego pisze, ze niedosyt, a nie zawod.
Nie jestem zagorzalym fanem Queen, ktory czyta ksiazki o Queen, ale jednak co nieco wiem, i np brak wzmianki o np wyjatkowej slabosci do Deliliah czy dosc slabe oddanie epickosci imprez, jakie Freddie wystawial moze troche stwarzac pozory, ze temat potraktowano "po lebkach". I tak niestety przez caly film. Zaden watek nie byl doglebnie ukazany. Byc moze czego innego oczekiwalem od filmu, byc moze skierowany on jest do kogos innego (nie wiem, moze od kogos, kto Queen po prostu sporadycznie slyszy w radio?). Spodziewalem sie, ze ostatnia glowna impreza bedzie koncert na Wembley, a potem ostatni etap w zyciu Freddiego. W koncu jego smierc wstrzasnela swiatem i myslalem ze choc kawalek tego smutku bedzie zrzucone na widza. Po cichu liczylem tez na jakies oryginalne wstawki, moze jakies wczesniej niepublikowane rarytasy. Ale wtedy moze za bardzo traciloby dokumentem... sam nie wiem. Na koniec, mimo, ze w filmie jest duzo muzyki, to tu tez odczulem wczesniej wspomniany niedosyt. Moze dlatzego, ze zadna piosenka nie byla odtworzona w calosci. Ale to tylko moje odczucia. I mimo tego calego narzekania, film mi sie podobal. Oczywsiscie nie bez znaczenia jest fakt, ze bardzo lubie Queen, co podwyzszylo ocene, i moge polecic ten film, jednak jesli ktos chce wejsc w temat glebiej, to zdecydowanie lepiej zaopatryzc sie w koncert na Wembley na DVD czy BD (zeby zobaczyc charyzme, ktorej w filmie tez w calosci nie pokazano) oraz jakas grubsza ksiazke o Freddim.