..., po prostu lubiłem ich muzykę, tak nieśmiertelną do dzisiaj. Nigdy nie potrafiłem siebie sklasyfikować i zawsze czy to filmie, muzyce, czy innych kwestiach jest dość elastyczny i mam szeroki horyzont dla smakowania sztuki...
Ten film, ze świetną rolą Rami Maleka ( zasłużony Oskar, mimo równie świetnej roli Bradleya Coopera ) pozwolił mi zajrzeć za kulisy tego wielkiego zespołu, postaci Freediego. Nigdy nie przeszkadzała mi jego orientacja, mam do tego wielki dystans, trzeźwe spojrzenie i po prostu nie zwykłem tak płytko patrzeć na ludzi, ale fajnie było się dowiedzieć jak wrażliwym i pełnym emocji był człowiek, poza sceną i całą jego muzyczną ekspresją. Myślę, że gdyby urodził się w nie co innych czasach, kiedy świadomość zagrożenia wirusem, zapobiegania i zabezpieczenia przed nim, tak jak dzisiaj jest o wiele większa, wtedy wówczas jego koniec nie byłby tak smutny i tragiczny
Polecam film każdemu. Sam uległem sugestii pewnej znajomej i cieszę się, że tak się stało... Prędzej czy później obejrzałbym film, ale dzięki niej obejrzałem prędzej :)
W dużej mierze podzielam Twoje wrażenia.W moim przypadku sprawa tak wygląda, że przed seansem filmu,na który poszłam trochę przez przypadek jeszcze w listopadzie, rownież nie byłam koneserką Queen. Pobieżnie znałam repertuar oraz postać Freddiego. Właściwie,teraz bardzo się sama sobie dziwię bo pierwszej młodości nie jestem;-).
Film jednak bardzo mnie emocjonalnie poruszył i wywołał ogromny zachwyt muzyką oraz zainteresowanie postacią frontmana. Od tamtego momentu zdobyłam i z fascynacją słucham, kontempluję CAŁĄ dyskografię, obejrzałam kilka filmów dokumentalnych na temat zespołu, przeczytałam cztery biografie,upajam się koncertami. W tej wielogatunkowej,cudownie brzmiącej muzyce i tekstach odnajduję własne emocje i wzbogacam swój wewnętrzny świat.
Wszystkie te analizy pozwoliły mi również odkryć jak nietuzinkowym,fascynującym człowiekiem był nieodżałowany Mercury. Przez wiele lat,media nieco wypaczały i niesprawiedliwie przekształcały Jego wizerunek. A był to bardzo wrażliwy,dobry,wszechstronnie utalentowany człowiek. Fakt, że moralnie się pogubił i nie żył jak asceta. Nikogo jednak nigdy nie skrzywdził,troszczył się o bliskich, szukał miłości i akceptacji. Tak na marginesie,to był niesamowicie przystojnym,męskim facetem i dużo bym dała,żeby się przenieść w tamte czasy i go osobiście poznac (mając tyle lat co teraz). Dzieła muzyczne,które tworzył wraz z równie wybitnymi kolegami z zespołu oraz działalność solowa,nadały mu nieśmiertelność.
Zgłębiwszy całą genezę i historię,mam świadomość, że film zawiera wiele,często znaczących przekształceń i nieprawdziwych informacji. Naczelną jest ta, że Freddie w rzeczywistości dostał diagnozę AIDS dwa lata po Live Aid. Nie było również rozpadu zespołu,Freddie wydał solowy album przed słynnym koncertem,Królowa nie miała przerwy w tourne. Kilka faktów jest pominietych,terminy powstania poszczegolnych utworów są zmienione. Jednak,tak jak na wstępie napisałam, cenię ten obraz za odkrycie tych ponadczasowych muzycznych wrażeń i możliwość zgłębienia postaci Freddiego,który dawał i pośmiertnie daje, wiele piękna ludzkości. Rami Malek nie dorównuje mu charyzmą i męskością ale ewidentnie włożył ogrom pracy w budowanie kreacji i za to należy się szacunek. A prawdziwego Freddiego i prawdziwy Queen mamy w muzyce i utrwalonych koncertach.