W scenach z lat 70-tych przypominał mi bardziej Micka Jager'a. Doceniam jednak Ramiego za wielki wkład pracy i wysiłku w swą kreację. Akurat to jest widoczne, że potraktował swe wyzwanie z ogromnym zaangażowaniem. A fakt, że nie ma takiej charyzmy i zmysłowości jak Freddie,nie jest jego winą. Podobnie jest z ogólnym artyzmem i śpiewem. Żadne wokalne interpretacje nie są w stanie oddać tej magii jaką emanował Fred.
Ktoś też kiedyś napisał, że w drugiej połowie filmu ( tam gdzie są już wąsy) Rami przypomina Marcina Dańca. Sama bym na to nie wpadła ale nie sposób zaprzeczyć i się nie roześmiać....
Niemniej , podkreślam- należy się szacunek za ogrom pracy. Jest on niezaprzeczalny.