potwierdzają, że widzowie robią to wyłącznie pod wpływem emocji. Część muzyczna - znakomita, ale niestety elementy biograficzne Mercury'ego i historia zespołu beznadziejne. Rami Malek w motywach muzycznych wypada dobrze, ale poza tym jest mało przekonujący. Film z pewnością warto zobaczyć, ale tylko ze względu na muzykę.
Ja oceniłam film wysoko po pierwszym seansie,na który wybrałam się jako swoisty laik,nie znając dokładnie historii zespołu i biografii Freddiego. Podtrzymuję tą ocenę tylko (lub aż) dlatego, że stał się on dla mnie inspiracją do odkrywania tej niezwykłej muzyki i fascynujacej postaci frontmana. Pokochałam szczerą miłością utwory,w których odnajduję swoje uczucia i emocje. Wybitny wokal i ogólna charyzma Freddiego działają na mnie urzekająco. Przyznaję, że w ostatnim czasie wydałam sporo oszczędności na poszczególne albumy , płyty DVD koncertowe, książki biograficzne ale.....warto było. Kontempluję i upajam się tą muzyką,głosem Freddiego. W różnorodności stylów i cudownym,emocjonalnym przekazie można odnaleźć wszystko co człowiek ma w duszy i w sercu. Tak jest w moim przypadku. Ponownie obejrzałam omawiany film, będąc już bogatsza w wiedzę nabytą z biografii oraz filmów dokumentalnych. Tym samym,mam świadomość licznych błędów, przekształceń a nawet mijania się z prawdą. Cóż,to tylko film. ...W każdym razie dokonał pewnej znaczącej misji- rozbudził miłość do Queen i Freddiego przynajmniej u jednej osoby czyli np.u mnie. A jeśli chodzi o aktora,to Rami Malek wykazał się ogromem pracy i zaangażowania w kreację,która była przecież niemałym wyzwaniem. Widać wyraźnie, że dawał z siebie wszystko. Za to należy się szacunek. A że nie przypomina Freddiego i mimo wszystko,nie dorównuje mu w męskości czy charyzmie.... Nikt temu MISTRZOWI dorównać nie może więc nie ma o czym mówić.
A tak na marginesie,to koncert Queen z Wembley z 1986 roku był tak spektakularnym zjawiskiem, że bardzo chciałabym zobaczyć go i usłyszeć na kinowym ekranie. Albo inny autentyczny występ live tego zespołu. Akurat Wembley'86 mam na DVD i jest to nadzwyczajne show.Chwała pamięci Freddiego.
Rozumiem Twoje uzasadnienie, ale to potwierdza, że ocena była emocjonalna. Wielkim fanem Queen nigdy nie byłem, ale oczywiście talent muzyczny i charyzma Mercury'ego nie podlega dyskusji. Dla mnie wielkość tego zespołu polega na tym, że właściwie każdy - niezależnie od gustów muzycznych - znajduje w ich repertuarze przynajmniej kilka utworów, które mu się podobają. W każdym razie uważam, że przy moim podejściu ocena (7) bardziej odzwierciedla faktyczny poziom poszczególnych elementów filmu, a niedociągnięć jest sporo. Historia zespołu nie trzyma się faktów, dobór epizodów do scenariusza jest raczej niefortunny, a Malek w niektórych scenach bardzo chciałby oddać ekstrawagancję Mercury'ego, ale wychodzi mu to sztucznie, wręcz groteskowo. Nie kwestionuję natomiast części muzycznej - tu jest bez zarzutu, a wielkie wrażenie, jakie na Tobie zrobiła również potwierdza trafność mojej oceny. Pozdrawiam i życzę miłych chwil podczas odbioru muzyki zespołu.