wulgaryzmom w filmach. Wcale nie są potrzebne żeby oddać nastrój, przesłanie filmu. Na przykład „Edi” z powodzeniem mógł się bez tego obejść. Teraz takie czasy, że demoralizacja i psucie młodzieży odbywa się na całego. I zaraz podniosą się głosy oburzenia, że ro przecież „takie życiowe, prawdziwe”. Prawdziwe jest i to, że telewizja publiczna zeszła na psy, to samo dno. Zło w najgorszym wydaniu.