Dobre opinie zachęciły mnie do oglądnięcia. Z początku film zapowiadał się na całkiem fajny. Typowe kino zemsty osadzone w świecie gdzie główne skrzypce gra totalitaryzm. Wyszło jak zwykle. Czyli przewidywalnie do bólu. Jak zwykle obrócenie pojęć dobry-zły jak to w zwyczaju mają filmy Made in USA. Bohater płaski jak nawierzchnia na holenderskiej autostradzie. W zasadzie to jedynie fajnie zagraną rola jest ta brodatego brata. Reszta jest tak niewiarygodnie słaba że w pewnym momencie oglądanie filmu jest wymuszone. Ktoś może powiedzieć, że przecież ten film akcją stoi. Proszę was. Jaką akcją. Każda potyczka to kalka poprzedniej. Praca kamery przy tych scenach przyprawia człowieka, o co? A no tak. O żenadę. Film ratuje tylko gość który daje dubbing pod głównego bohatera. Dla mnie ten film to nie jest nawet odmóżdżacz. Odmóżdżacz przynajmniej daje jakąś frajdę. Ten o to półprodukt kręcony, nawet tego w sobie nie ma. Dno tylko takie wymieszane z kałem. Spuścić to gdzieś z dopiskiem "Nie Powielać"
tak, straszne to gówno. Equilibrium, to był film tego typu ale nie ta liga. A to - zero emocji, sceny walki sztampa, fabuła nie istnieje. ja już nie wspominam o aktorstwie, zdjęciach, zapożyczeniach ze squid game i miliona innyh gównianych gniotów. ja się zastanawiam zawsze jak coś takiego mogło powstać. Bo nawet "konwencja" nie jest dla mnie jakimkolwiek wytłumaczeniem i usprawiedliwieniem. Także 100% racji.