Generalnie film bardziej mi się podobał niż nie podobał. Biorąc pod uwagę wcześniejsze produkcje Wang-Auster - trochę rozczarowuje, ale oglądanie go nie boli.
Właściwie jeżeli chodzi o pomysł - mamy kalkę Pretty Woman. Która zresztą w swoim rodzaju jest bardzo sympatyczną opowiastką. Jednak temat potraktowano zupełnie inaczej. Brak klasycznego happy endu - co akurat lubię, trochę mroczny, erotyka nie wiem czy przereklamowana, bo o filmie wcześniej nie czytałam. Ta erotyka, mam wrażenie, nie jest tu sztuką dla sztuki, jest raczej próbą ukazania jak bardzo wiąże się ona z uczuciami. Nie ważne czy płacimy - emocje pozostają emocjami. Myślę zresztą, że Richard nie kupił Florence tylko dla seksu. Zaproponował jej to kiedy już czuł, że ta znajomość może się przerodzić w coś więcej. Gdyby chciał tylko seksu, czy zgodził by się na takie warunki?
Właściwie jak oglądałam ten film to myślałam sobie dokąd ten zwariowany świat idzie. Mamy coraz większe problemy z okazywaniem uczuć, z wiązaniem się z ludźmi. I mówię nie tylko o parach, ale nawet o przyjaźniach i zwykłych ciepłych kontaktach międzyludzkich. Pędzimy nie wiadomo dokąd, chcemy coraz więcej pieniędzy, nie dajemy sobie rady z codziennością i nie mamy czasu na życie....