A mi się film podobał. Nie czytałam Colette, ale i tak stwierdzam, że to kino moim zdaniem wielce urokliwe. Opowieść o toksycznej miłość, (nie)godnym starzeniu się i w końcu dorastaniu, podana w lekko ironicznej formie. Jest i żal, i śmiech, ja to kupuję. Ponadto doskonała Pfeiffer, na szczególną uwagę zasługują jej sceny z Bathes, a Rupert Friend jest piękny.