Słodka idiotka imieniem Roxie mieszka sobie skromnie ze swoim tępym mężem w mieście wiadomym, w latach 30. wieku ubiegłego. Marzy ona o byciu gwiazdą piosenki, daje więc dupy kolesiowi, który ma ponoć jakieś znajomości. Ale znajomości owych jednak nie ma, Roxie więc w porzypływie gniewu zabija go, za co trafia do więzienia. Z więzienia wyciągnąć ma ją pewien znany adwokat, który kjażą swoją sprawę wygrywa. Robi wokół niej rozgłos i otrzymujemy istny teatrzyk kukiełek.
Zacznę od plusów: bardzo dobra muzyka, tak samo jak choreografia i scenografia, świetne zdjęcia. Ale nawet to nie jest w stanie zasłonić braków fabularnych. Bo nie dość, że mamy tu fabularne dziury, to także i zero jakiejkolwiek treści czy większego sensu. Stylizacja na lata, o których powstało tyle znakomitych filmów wyglkąda chwilami znakomicie, ale jednakże łatwo zapomnieć o tym kiedy akcja się toczy. Drugiej połowy już muzyka i tańce nie ratują, pomysłowość w związku z kolejnymi występami nie wytrzymuje jednoczesnej glupoty scenariusza. W drugiej połowie film staje się męczący, aby w końcu stać się totalnie durny! Ale popatrzmy choćby na same główne postaci filmu: banda próżniaków dla pieniędzy i rozgłosu gotowych zrobić wszystko, rezyser chyba nawet to popiera. Główna bohaterka, to fałszywa i tępa dziwka, jej adwokat to przemądrzały palant, jej mąż to kretyn do potęgi entej. A to nie jedyne postaci. Film miał chyba bawić i choćchwilami bywało i zabawnie, to ostatecznie było głównie żałośnie. Myślałem, że nie wytrzymam do finału, który swoją drogą był już maksymalną porażką. Rozrywka niskich lotów, aż serce boli na myśl, że zdobyła taki rozgłos i osiągnęła taki komercyjny sukces. Bo co jak co, ale jeśli ktoś uwielba ten film, to skłonny jestem nazwać go IDIOTĄ. Możeciężko uwierzyć (?!), ale chyba nie do końca wyszło mi opisanie głupoty tego filmu, może się po prostu nie da? Zobaczcie sami, a się przekonacie. Miało być przebojowo, a jest aż za bardzo, bo i tak przebojowo, że aż dennie. Widowisko spore, aletylko wizualnie jest dobrze i ciekawie. Poza tym chwilami miałem wrażenie, że aż za dużo tu muzycznych wstawek, że są one powkładane tu aż nahalnie. A przecież to musical!
Miało być efektownie, jest zaś efekciarsko, a historia tu przedstawiona jest nie tyle prosta co prostacka.
Film często porównywany jest do zapomnianego (acz cholernie dobrego) "Cotton Club" Coppoli - oczywiście w porównaniu do niego jest to zwykłe gówno.
Ocena wcale nie tak niska ze względu na wymienione wyżej plusy.
Podpisuję się pod tym co napisałeś wszystkimi palutkami! Poza muzyką, która stanowi jedyny plus filmu, nie ma w nim nic, co mogłoby się podobać albo zachwycić. I do tego wszystkiego beznadziejna Rene Zelweger z tą swoją wieczną manierą na twarzy... Uniesioną górną wargą w wyrazie grymasu i wciąż chwiejącą się głową. Rzeczywiście, do roli pustej, głupiej idiotki wybrana została najodpowiedniejsza aktoreczka.
Ja za idiotę skłonny jestem uznać każdego, kto skłonny jest tak określić tych, którzy mają inny gust od niego. Szanuję to, że film ci się nie podobał i życzę sobie szacunku dla tego, że mnie się podoba (a raczej że go uwielbiam). I co to za argument z tą wrednością bohaterów? Bohaterowie wredni, ergo film wredny(zły)? Dla mnie ten film opowiada właśnie o smutnej prawdzie życiowej: krętactwem i wyrachowaniem można spoooro na tym świecie osiągnąć, może nawet więcej niż uczciwością i szczerością. Piszesz, że reżyser popiera działania gł. bohaterów. Możesz to sprecyzować? Bo sorry, ale ja nic takiego nie widzę. Bohaterowie przedstawieni są chłodno, reżyser nie daje żadnego komentarza od siebie co do ich poczynań, nie próbuje ich usprawiedliwiać ani nic takiego, po prostu pokazuje co i jak robią. Ich moralną ocenę pozostawia widzom. IMO tak powinno być.
Cieszę się, że potrafiłes docenić muzykę, klimacik itp. Pzdr.
no ja wlasnie odebralem to jednak jako jakaś pochwale, film ma ton podniosly, moze sie myle
z tymi idiotami, to oczywiscie bardzo przesadzilem, emocje wzięly góre, pisalem to tuz po obejrzeniu tego filmu, a humoru po tym dobrego nie mialem;)
pozdrawiam
przepraszam, ale szlag jasny mnie trafia, kiedy czytam takie na filmweb takie kretyńskie pierdy jak ten powyżej...
ARGH, ludzie, ludzie...
Miło z twojej strony, że zrozumiałeś swoj błąd;) "banda próżniaków dla pieniędzy i rozgłosu gotowych zrobić wszystko, rezyser chyba nawet to popiera. Główna bohaterka, to fałszywa i tępa dziwka, jej adwokat to przemądrzały palant, jej mąż to kretyn do potęgi entej." <- Hej!! Przecież gdyby bohaterowie wszystkich filmów byli chodzącymi ideałami to kogo by to w ogóle zaciekawiło? A "Chicago" to przede wszystkim satyra. "Poza tym chwilami miałem wrażenie, że aż za dużo tu muzycznych wstawek, że są one powkładane tu aż nahalnie. A przecież to musical!" Ah... No cóż musicale to właśnie do siebie mają;)...
jeszcze coś
z tym Bergmanem wyskok z Twojej strony, to jakieś sci-fi, pewnie przy mojej krytyce "Piły" wyskoczysz z thrillerami Hitchcocka
chociaż hmmm bardziej pewnie będzie pasować kino Feliniego albo może Godarda??
weź pierwszy z brzegu bardzo znany przykład filmu rozrywkowego będącego musicalem - DESZCZOWA PIOSENKA
ta PIOSENKA to przy tym CHICAGO jawi się jako orgazm przy impotencji, której żadna viagra (czytaj: zdjęcia, choreografia, muzyka) nie pomoże w osiągnięciu jakiejkolwiek satysfakcji
a chcecie zobaczyc najbardziej kretynski komentarz, jaki udalo mi sie przeczytac na filmwebie?:)
dotyczy on moze niezbyt dobrego filmu: "Nawiedzony"
niech ktos cos napisze temu klesiwi, bo ja to zaraz zrobie...
"Największa szmira jaką widziałem. Najgorszy horror jaki powstał.
Gdyby się zastanowić, to chyba nie widziałem gorszego filmu. Obejrzałem go tylko dlatego ze tam gra Zeta Jones. I rzeczywiście, fajnie popatrzeć na tę dupcię ale tylko na to. Dlatego 2 na 10 zamiast 1. Tak to nic w tym ,,filmie" nie zasługuje na uwagę. Nic. I niech nikt tego filmu nie broni bo się po prostu zbłaźni."
q ba87
a tak na serio... film "chicago" do rewelacyjnych nie nalezy, ale calkiem przyjemnie mi si go ogladalo. i to co zostalo skrytykowane przez zalozyciela tematu, czyli to, ze z sadu robiony jest szoł, bylo zamierzone i rewelacyjnie zrobione.
Ja dałam temu filmowi 5/10 :) Niesamowite, ze dałeś radę obejrzeć cały. Ja miałam dwa podejścia do tego filmu i niestety nie dałam rady zmusić się, by go obejrzeć do końca, po prostu w połowie zasypiałam. Zgadzam się,ze scenariusz ma marny, historia w nim opisana jest banalna, główne bohaterki nie przekonały mnie do siebie, montaż będący połączeniem filmu i teledysków zrobił na mnie dziwne wrażenie czegoś stworzonego na odczepnego. Jedyni twórcy, którzy rzeczywiście przyłożyli się mocno do tej produkcji to projektanci kostiumów i scenografii. Przykro mi, że być może jestem zbyt konserwatywna, ale dla mnie wzorem dobrego musicalu też pozostaje "Deszczowa piosenka".
PS Ostatnio oglądałam w tv "Przygodę z piosenką" i ten film to wg mnie dzieło sztuki w porównaniu do "Chicago".
Nie oglądnęłam filmu do końca...w połowie zasnęłam...Muzyka i cherografia rzeczywiscie świetna, ale poza tym-dno. Renee Zelweger keipska, Cathrine Zeta-Jones-fajny głos, ale ogólnie film taki sobie ;/
Dałam 5/10.
Jakoś wytrwałam do konca, ale przynajmniej trzy razy zerkałam na czas - chciałam wiedziec ile do końca.... Ogólnie lubie musicale, ale do tego chyba szybko nie wrócę, może gdy całkiem zapomne o czym był i o co chodziło, ale nieprędko zmusze sie na kolejną taka katorgę. Jedyne plusy tego musicalu to aktorki grające dwie główne role, chyba tylko one zasługują na uwagę. Pana Gere'a wole nie komentowac, bo to bardziej żenada niz aktorstwo, no ale nawet najlepszym zdarzają sie wpadki :P
Film może nie jest "Jesus Christ Superstar" czy "Hair", ale tak się obejrzeć-i to z przyjemnością. Można powiedzieć, że poziomem i klimatem jest przy naszym "Hallo, Szpicbródka"- a to nie jest w końcu byle co. Ja się bawiłem, bo lubię musicale i chyba wkrótcę powrócę do niego.
Nieeee ma się czym zachwycac, taka prawda. Poza doskonałością formy film musi posiadać jeszcze jakąś treść. Dla mnie Chicago to film całkiem dobrze zrealizowanym technicznie (podobała mi się zwłaszcza scena z Roxie- marionetką), ale poza tym nic. Nawet piosenki nie są jakies bardzo charakterystyczne i zapamiętywalne tylko zbijają się w jedną szarą masę. Miałam wrażenie jakby część z nich wepchnięta była na siłę po to tylko, żeby film nie trwał za krótko. Ocena? 4/10. Jeżeli ktoś chce obejrzeć dobry musical osadzony w latach 30-tych, to polecam niezawodny "Kabaret".Tyle:)