dobry film, i tylko dobry; wg mnie przesadzili trochę z tymi Oscarami; świetna Renee nic nie dostała, a przeciętna Catherine tak; dobry scenariusz; świetnie powiązana historia z występami
Moja ocena: 7/10
z Oscarami faktycznie przesadzili, ale od kilkunastu lat nie są one już wyznacznikiem najlepszego kina. Chodź muszę przyznać, że "Chicago" w swoim gatunku jest filmem świetnym, i masz rację scenariusz jest naprawdę dobry. Poza tym Chicago odrodziło zainteresowanie tym zapomnianym już troche gatunkiem, unowocześniając zupełnie język filmy jakim należy opowiadać tego typu filmy.
Co do Zellweger: cóż w tamtym roku trzem pozostałym nominowanym nagroda należała się bardziej, a i ta wygrała najsłabsza Kidman za "Godziny". Głównie za pracę charakteryzatorów.
Nicole jak najbardziej zasłużyła na Oscara - a sugestie, że dostała go dzięki charakteryzatorom są żenujące...
Zdecydowanie Oskar najbardziej nalezał się Renee. Świetnie zagrala rolę Roxie. Ogólnie film jest jednym z najlepszych musicali jakie widziałam, scenariusz genialny, do tego wspaniała muzyka i dobra gra aktorów. ;)
No nie wiem.. W moim odczuciu to Zeta pokazała niezły kunszt aktorski, ona po prostu była Welmą, a nie tylko grała jej postać, tak ja to odebrałam. I sam film wrażenie wywarł na mnie piorunujące ale najbardziej postać Welmy
Gdyby nie Zeta-Jones, "Chicago" byłoby liche jako musical. Ten film potrzebował świetnej piosenkarki i tancerki w jednej z głównych ról, bo inaczej nie byłby wiarygodny w swoim gatunku, a Zellweger nie jest ani świetną piosenkarką, ani świetną tancerką.
Brawa należą się obu paniom - Zellweger za to, że bez tych umiejętności umiała pokazać, że Roxie mogła znaleźć się w centrum zainteresowania, a Zecie-Jones za to, że z tymi umiejętnościami w wielkim zapasie (wszystkie najlepsze numery muzyczne filmu są wykonywane przez nią) potrafiła zrozumieć ideę scenariusza i nieśmiało zsunąć się na drugi plan wtedy, kiedy film tego wymagał.
Najlepszym przykładem na to, że pokazówka na drugim planie może zepsuć film jest sama Zellweger - i to Oscarowa - we "Wzgórzu nadziei". Szkoda, bo mogła się nauczyć od swojej koleżanki, że nie w każdym momencie filmu powinno się wchodzić z buciorami na pierwszy plan i krzyczeć "PATRZCIE NA MNIE!", a tylko w tych, w których komponuje się to z filmem.
A Oscar w 2002 roku należał się według mnie zdecydowanie Julianne Moore, i to tysiąckroć bardziej niż którejkolwiek z pozostałych nominowanych (z całym szacunkiem dla Nicole Kidman, która dostała swojego Oscara albo rok za późno - "Moulin Rouge!", albo dwa lata za wcześnie - "Birth"/"Dogville").
Mnie niezwykle podobał się ten film, Zeta-Jones była niesamowita ;) Mogłabym non stop słuchać i oglądać jej wykonanie "All that jazz". Piosenka świetnie oddaje cały charakter filmu.
wedlug mnie renne nie pasowala tam za to catherina byla najlepsza i naprawde zasluzyla na oskara wedlug mnie chicago zdobylo za malo oskarow ale z kolezankami stwierdzilam ze np w tym roku oskary to byla klasa dziekawy przypadek.... byl ooooooooooo wiele lepszy od slumdoga ,amy adams tak samo od penelopy wiec nie ma co nawet pisac oskary od kilku lat sa przyznawane naprawde nie sprawiedliwsie
Renee - biala, świecąca się mysza psula ten film wraz z każdym pojawieniem się w obiektywie. Zetka - jak
zwykle olśniewająca. tyle w tym temacie.