Żeby coś skrytykować najpierw trzeba to obejrzeć. Obejrzałem i przeżyłem. Cudem, jak postrzał
w głowę. O fabule nie będę się rozwodził, bo takowej nie było, jak seksu w małżeństwie z
pięćdziesięcioletnim stażem. Zauważyłem natomiast kilka innych rzeczy : monolog mogący
rozśmieszyć jedynie niezbyt rozgarnięte dzieci w podstawówce płynący z ust - przecież całkiem
niezłej - aktorki, jaką jest Danuta Stenka, a także kompromitację paru innych dobrze
zapowiadających się polskich aktorów. Patrz: fryzura Marcina Bosaka i cała rola Pawła
Małaszyńskiego. Ten film nie był jednak całkiem zły, przecież paru widzów poszło do kina.
Wyłączyli myślenie, zagryzali popcorn i z niepokojem oglądali się przez ramię czekając, aż
znowu rozbłysną światła. Niestety rozwieszane na każdym rogu Wa-wy billboardy,
niekwestionowana kobiecość Marty Żmudy-Trzebiatowskiej i ,,wilcze" spojrzenie Krzysztofa
Kononowicza to zbyt mało nawet jak na szanujący się film. Wnioski po obejrzeniu ,,obrazu"
Patryka Vegi pozostają takie: całe szczęście, że w Polsce wprowadzono odpowiedniki ,,Złotych
Malin'', jakim są ,,Złote Węże". Może to powstrzyma naszych twórców od kręcenia gniotów od
których mózg kurczy się, jak po wizycie nie w kinie, ale mikrofalówce.
Jestem po 18 minutach tego wypadku przy pracy i już nie daję rady. Ale zmęczę bom skorpion.
Bardziej oprócz fabuły zastanawia mnie kierunek w jakim to podąża. Czy można pójść jeszcze dalej i np. pokazać, że gówno jest bardziej gówniane? Szmira, kicz, katastrofa nie wiem jak to nazwać wymieszanie pseudo amerykańskich polucji nocnych z dzieciństwa w którym zamiast rodziców i kolegów był magnetowid, koktajl z reklam nowych produktów konsumenckich oraz kopii podpatrzonych scen rodem z najgorszych wzorów jednym słowem jeżeli nie jesteś odmóżdżonym tvn-owcem to cudem przez to przebrniesz.
Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że czas na takie gnioty tracą aktorzy, którzy niejednokrotnie pokazali, że naprawdę stać ich na bardzo ambitne role.