Jeżeli liczycie na ambitne kino, ciekawy film i chwile wzruszeń - zapomnijcie o Coco.
Mocną stroną filmu jest dobra muzyka i rewelacyjne zdjęcia (niektóre ze scen sfilmowane są po prostu genialnie). Pierwszy plan też nieźle zagrany, chociaż AT miejscami przesadza z pokazywaniem emocji i przez to traci wiarygodność. Ogólnie warte to naciąganych 3 gwiazdek. Niestety, film ma fatalny scenariusz, który kładzie to widowisko totalnie. Papierowe i sztuczne postacie drugiego planu, fabuła przewidywalna do granic możliwości, cała historia strywializowana o banalnej opowieści o trójkącie miłosnym i biednej ale ambitnej dziewczynie ze złamanym sercem - rodem z taniego romansu. W dodatku zakończenie w bardzo amerykańskim stylu i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Byłem wczoraj. Zamiast fajnej ambitnej biografii z charakterystycznym pazurem francuskiego kina, słabiutki, amerykański romans na luźno potraktowanych motywach historii życia znanej projektantki. Szkoda pieniędzy na kino. Jeśli musicie już to obejrzeć, to poczekajcie na kablówki. I przy okazji, wbrew promocyjnym pieniom w artykułach sponsorowanych przez dystrybutorów, AT nadal pozostaje Amelią i ten film tego raczej nie zmieni...