Zrobił na mnie duże wrażenie. Już początek, kobieta potrącona przez słonia, był jakby stylizowany na surrealizm (dobrze mówię?). Później bardzo mroczne ukazanie mrocznego, tajemniczego, XIX wieku. Wygląd Merricka (świetny John Hurt!) z początku budzi przerażenie, wręcz odrazę, ale później widz przyzwyczaja się do niego, i zaczyna dostrzegać również jego zalety. Parę razy nerwy nieźle mną 'telepotały', m.in. z początku filmu, i wtedy, jak ludzie z portierem (?) 'bawili się' z Merrickiem. No i ta - końcówka - John Merrick układa się o snu 'po ludzku' co wiadomo, jak się skończy. No i Adagio Strings w tle - utwór Samuela Barbera znany m.in. z późniejszego 'Plutona' (filmu nie oglądałem, ale utwór cenię na równi z Requiem Mozarta! Zresztą oba są podobne) robi ogromne wrażenie.
Polecam