Początek zapowiadał się wnerwiająco, że niby Carrey robi z siebie tego, co nie musi być robotem i
śpiewać automatom, ale z czasem było lepiej i końcówka jest ekstra. Komedią, wszakże, bym
tego nie nazwał, bardziej był to film psychologiczny, pokazujący, że powaga od żartu jest równie
odległa, co prawda od fałszu.