Nie sposób dostrzec podobieństw między tym filmem a ,,Człowiekiem w ogniu" amerykańskiej produkcji, którego oglądałem wczoraj...
- główny bohater to mistrz w zabijaniu po przejściach
- główny bohater jest zatwardziały jednak zaprzyjaźnia się z dzieckiem
- dziecko zostaje porwane - w a-jeo-ssi na handel organami/pracę przy narkotykach, a w człowieku w ogniu dla okupu
- główny bohater myśli, że dziecko nie żyje i zaczyna niczym rambo wyrzynać wszystkich absolutnie złych, zepsutych, bezlitosnych przeciwników, którzy maczali w porwaniu palce
- na końcu okazuje się, że dziecko jednak żyje
- główny bohater spłacze się jak bóbr
- nawet policjanci mają uznanie dla głównego bohatera, że zrobił porządek w mieście
Scenariusz w skrócie:
Absolutnie źli ludzie zadzierają z rambo, ten mści się na nich okrutnie...
Mojemu gustowi bardziej przypadła amerykańska wersja, fajniej się ogląda z popcornem.
moż afaktycznie jest podobieństwo, ale cóż z tego jeśli wyszedł z tego tak niesamowity film, które mnie niesamowicie urzekł klimatem, gra aktorska na dobrym poziomie, wydaje mi się że w nowych filmach zawsze bedą powtarzać się jakieś wątki, ale co z nich wyjdzie to jest najważniejsze
Ja podobieństwa nie widzę. "Człowiek w ogniu" to lipa. Denzel gra jakby go dopiero co wybudzili ze śpiączki.
ja właściwie od samego początku seansu miałem wrażenie, że oglądam koreańskiego leona zawodowca :)