Aronofsky nie umie żonglować gatunkami, nie potrafi bawić się kiczem, w efekcie jego film jest idiotyczny, a problemy Niny ukazane w sposób dziecinny, płaski. To film dobry dla dzieci emo, tak. Tu wytnie sobie paznokcia, tam skórkę z paluszka zedrze. I jeszcze na sam koniec dochodzi ten całkowicie nieporadnie napisany i wyreżyserowany finał. Aronofsky żeby nie wiem jak się starał, nigdy nie będzie posiadał umiejętności Lyncha, Polańskiego, czy Cronenberga.
I co z tego, że Portman zagrała prawdopodobnie swoją najlepszą rolę, co z tego że w miarę wiarygodnie pokazała przemianę swojej postaci, skoro cały film jest pusty? Dajcie spokój, nagradzać to trzeba było Watts za "Mulholland Drive".
"Mulholland Drive" - to był piękny film.
to dlatego że nie zrozumiałeś w filmie tego że główna bohaterka była molestowana prętem przez matkę (do sprawdzenia w poscie Interpretacja) - wtedy i tylko wtedy ten film ma sens głęboki (jak głębokie było gardło w filmie Głębokie gardgło)
PS. też uwielbiam Mulholland drive, choć ciut wtżej cenię Lost highway...
Pierro, (jakie piękne, bajeczne imię) molestowanie było jedynie częścią całej fabuły, która całkowicie kręciła się wokół obsesji doskonałości, jak to kiedyś ujął pewien user. Można by znamiennie powiedzieć: schizofrenii, ale to było jedynie powiązane z istotą problemu - następstwem.
Ja się nie zgodzę z tym, że film był idiotyczny. I nie rozumiem tych ciągłych porównań. Jakby się na tym skupić to główna bohaterka była kobietą. Myślę, że reżyser ściągnął to po filmie "Dogville", "Diabeł ubiera się u Pardy", "Fortepian","Tomb Raider". Tam też główną bohaterką była kobieta... Ach, mogliby coś oryginalnego nakręcić wreszcie...
jeśli nie widzisz w Black swan zżynania z: Showgirls, Wstrętu, Muchy, Fightclub czy samego Zapaśnika (Rourke nie jest kobietą) to albo nie oglądałeś wymienionych filmów albo nie ogladałeś Black swan.
PS. film mi się podobał - choć nie powalił na kolana
Jest spora różnica pomiędzy zrzynaniem, a inspirowaniem się. To drugie akurat wychodzi Aronofsky'emu całekim nieźle. Sięga po motywy zarówno ze wspomnianego tu Cronenberg'a (body horror), jak i z Bergmana, czy Powella. Fincher'a i Lyncha tam zdecydowanie mniej (porównania do Podziemnego kręgu i Mulholland jakoś do mnie nie trafiają).
Co najważniejsze jednak, widać w każdym kolejnym filmie Anorofsky'ego charakterystyczny sposób kreowania postaci i ich korelacji, dynamizm w przedstawianiu emocji oraz, jak najbardziej, ironiczne i w zamierzeniu kiczowate uwznioślenie poruszanego tematu.
La_Pier, to że owej ironii i kiczu nie dostrzegasz, nie znaczy że ich tam nie ma :) Ten akurat reżyser ma moim zdaniem dosyć oryginalny styl, choć również w gronie najwybitniejszych go nie umiejcawiam.
Z Fightclub skojarzył mi sie motyw walki z samą sobą w garderobie + "zabicia" swego alterego - przez moment zastanawiełem się nawet czy postać Lily nie okaże sie wytworem wyobraźni głównej bohaterki.
Z Lyncha może trochę na siłę można się czegoś dopatrzeć w motywach sennych koszmarów i czarnej postaci przebranej w pióra.
Choć jak wspomniałem film oceniam jako bardzo dobry, rolę Natalki jako absolutnego faworyta do Oskara - tym nie mniej ze względu na "zbyt dosłowne inspirację" i nadmierne w moim odczuciu nagromadzenie kiczowatych muchopodobnych scen nie oceniam go jako "absolutne arcydzieło" i "objawienie sztuki filmowej" bo im po prostu nie jest. Bawią mnie również niektóre zbyt dosłowne "interpretacje" i analizowanie filmu klatka po klatce celem wyszukania "ukrytych znaczeń"