Najbardziej oczekiwany przeze mnie film ostatnich paru miesięcy.
A to ze względu na reżysera - Darrena Aronofsky'ego, i Natalie Portman, która najprawdopodobniej zdobędzie statuetkę za najlepszą rolę pierwszoplanową w tegorocznej gali Oscarów.
Jak się okazało, pomysł jest oryginalny, z dużym potencjałem, a cała historia bardzo metaforyczna.
Główna bohaterka jest chorobliwie nieśmiałym, chodzącym kłębkiem nerwów, bezgranicznie oddanym baletowi. Dodać do tego chorą ambicję, aspołeczność, nadwrażliwość, wiecznie zrozpaczoną minę... wszystko zawdzięcza psychopatycznej matce, niespełnionej baletnicy, która po wielu latach wciąż traktuje ją jak "małą księżniczkę" i próbuje za wszelką cenę zatrzymać przy sobie.
Zbliża się wielkie przedstawienie - "Czarny Łabędź"... Każda z baletnic marzy o głównej roli, w której odgrywa zarazem Białego Łabędzia, dziewczynę niewinną i wrażliwą, jak jej Czarne przeciwieństwo, pewną siebie, kuszącą i bezwzględną femme fatale.
Nina do pierwszej postaci pasuje idealnie, ale czy uda jej się przełamać, chociaż przez chwilę stać kimś zupełnie innym?
****
Film jest mocny ze względu na klimat, kilka dosadnych scen erotycznych, a gdy bohaterka odchodzi od zmysłów, zaczyna mieć halucynacje (Aronofsky jest w swoim żywiole), niektóre z nich są dość odrażające.
I na tym polu nieco się zawiodłem. Niektóre "schizy" wydają się być pójściem na łatwiznę, zbytnim "artyzmem", odniosłem wrażenie że film mógłby być lepszy, gdyby bardziej postawić na psychologiczną, niż psychiatryczną stronę.
Tzn. gdyby filmowi bliżej byłoby do "Zapaśnika" i "Za Wszelką Cenę" niż do "Źródła" czy "Requiem Dla Snu".
****
Natalie Portman zagrała rewelacyjnie, być może to jej życiowa rola. Poza tym, ponad rok trenowała balet, co zdecydowanie widać na ekranie. No i bardzo, bardzo schudła.
Clint Mansell nagrał dość dobrą muzykę, z jednym wpadającym w ucho motywem... która do pięt nie dorównuje "Requiem" i "Fountain", a jej najlepsze momenty to Czajkowski podczas finałowego przedstawienia.
"Czarny Łabędź" jest ciekawy, robi wrażenie i daje do myślenia... Na pewno warto obejrzeć.
Co nie zmienia faktu że jestem trochę zawiedziony.