W pewnym momencie filmu doszłam do wniosku, że świat rzeczywisty przeplatany urojeniami, to nic innego jak alegoria, czy nawiązanie do Jeziora Łabędzi. Paralelizm tych dwóch płaszczyzn był dla mnie oczywisty zwłaszcza po tym, jak Nina przyłapała Lily i Thomas'a. Lily - demoniczna i czarna bliźniaczka Białego Łabędzia, którego bohaterka sama stworzyła, w swojej głowie. A to wszystko przez uwagi reżysera baletu, aby Nina dała się ponieść, żeby grała na krawędzi. I to się udaje. Bo przecież finałowy taniec jest doskonały.
7/10 za świetne sceny choreograficzne, muzykę i coś nowego w ukazywaniu ambicji, dążenia do celu i poświęcenia.
Portman-owska gra ni mniej ni więcej świetna niż zwykle. Żeby w pełni zasłużyć na Oscara musi bardziej zaskoczyć, bo niestety tak to jest, że gdy przyzwyczai się widza do dobrej gry, nie zachwyca gra bardzo dobra.