historia nie tylko baleriny ale czlowieka któremu ambicja zmienia percepcje...
Ja bym połączył Wasze podsumowania :)
permanentna presja matki wciąż traktującej córkę jak małą dziewczynkę wymusza ambicję, która ma wpływ na chorą psychikę
No to wszystkim nadambitnym baletnicom/artystkom chorym na chęć bycia idealnym człowiekiem - tę śliczną piosenkę:
http://www.youtube.com/watch?v=oheqDHwoYiU
- nie odpowiadam jedynie za te dziwne stroje p. Edyty ;-)
Może nie koniecznie bycia idealną. Sama nie wiedziała kim jest, a otoczenie jej niczego nie ułatwiało. Każdy miał swoje wyobrażenie na Ninę, każdy chciał ją "stworzyć" po swojemu. Dziewczyna nie żyła tym w co sama wierzyła. Żyła tym co pod nos podstawiała jej matka, a potem trener. I cały sęk tkwi w tym, że w końcu te dwie Niny- Nina którą kreowała Matka i Nina którą kreował trener przestały być identyczne. Matka widziała ją jako słodką dziewuszkę itp. itd. natomiast trener kazał jej być seksowną, kazał się uwodzić.
Dziewczyna dostała dwie sprzeczne wiadomości- podstawiono jej dwa zupełnie różne obrazy jej samej. To nie były jej ambicje. Jej celem było spełnianie oczekiwań otoczenia. No ale otoczenie przestało być zgodne i ześwirowała.
Ja tam myślę, że ona nie ,, ześwirowała" tak od razu - znacz się, po dostaniu roli. Myślę, że choroba siedziała w niej już wcześniej, tylko ujawniła się w momencie najgorszego stresu.
A tak w ogóle to ładnie napisane, brawo:)
Niepotrzebnie zboczony i momentami po prostu obrzydliwy... Zupełnie niepotrzebnie, bo to dobry film o wygórowanych ambicjach.
Niepotrzebnie zboczony, powiadasz? Hmmm.... No nie wiem, czy tak niepotrzebnie. Owszem, wiem, że sceny były odwarzne i mogą się wydawać obrzydliwe ( mnie jakoś nie, ale nie myślcie że coś ze mną nie tak;p) - ja sądzę, że takie sceny właśnie były potrzebne, a sam film nie opowiadał jedynie o wygórowanych ambicjach, choć tak, też mają tam swoje miejsce.
Pisząc obrzydliwe miałam bardziej na myśli sceny z pazurami krwią cięciem siebie i wszystkich innych ;)
Aha! Ja myślałam, że te drugie. No wiesz, przemiana w ptaka nie może być zbyt przyjemna:) Czy obrzydliwe... Nie, na mnie takie sceny, jak to cięcie palców i krew z pleców nie działają. Chodzi mi o to, że mnie nie brzydzą. Jeśli już to niepokoją - co umysł może zrobić z ciałem i wolą człowieka.
To nie jest film o ambicjach, ale o konflikcie pomiędzy tym, co dobre, a tym co konieczne - tak sądzę. Poza tym jest nietyle zboczony, co po prostu szczery.
Oczywiście, że choroba siedziała już w niej wcześniej. Sama matka mówiła, że już w dzieciństwie Nina się samookaleczała. Pewnie już wtedy cierpiała na przerost ambicji, kto wie, czy niespełniona artystycznie matka od małego wprowadzała córkę w świat baletu i wywierała na nią presję bycia "tą najlepszą", bo przecież jej się nie udało, to córci musi się udać?
Ale jedną rzecz tu muszę dorzucić, bo widzę, że nikt o tym nie wspomina. Postać Betty - ona wpadła także w chorobę psychiczną, bo depresja do takich jest zaliczana - to oznacza zgubny wpływ przede wszystkim środowiska artystycznego, w którym się obracała. Nina nie była pierwszą ofiarą...
Sądzę, że jeżeli Nina by nie cierpiała na te swoje zaburzenia, doczekałaby się takiej pozycji jak Betty i musiała ustąpić młodszej, piękniejszej, zdolniejszej, również by się załamała... Przez cały czas ludzie wywołują na tobie presję, musisz uwierzyć w to, że jesteś najlepsza, a potem nagle schodzisz na dalszy plan, bo oczy wszystkich skierowane są na tą nową... Koniec kariery, splendoru, podziwu innych, i to właściwie w ułamku sekundy. Niełatwo jest to znieść.
Trochę taki system "gumy do żucia" lub cytryny. Wycisnąć z człowieka wszystkie siły i gdy nie ma już soku - wyrzucić. Mimo że dotyczyło to sztuki klasycznej (balet do takich zaliczam), można to spokojnie nazwać PRZEMYSŁEM artystycznym, a ludzie są jedynie składnikami końcowego produktu na sprzedaż, ale czy tak nie jest?
:-I
Czasem lepiej zostać zwykłym, szarym człowiekiem. Choć w sumie tak to już w życiu jest, że nikt nie jest niezastąpiony, a kiedy nasza gwiazda przygasa, znajdzie się tuzin na nasze miejsce. Zasada panująca nie tylko w "branży" artystycznej, ale i wszędzie - żeby się utrzymać na powierzchni, musisz być najlepszy. Ciągły wyścig szczurów. Ale mimo wszystko to... smutne. Betty miała świadomość, że za parę tygodni lub miesięcy pamięć o niej przygaśnie, nowa gwiazdka ją przyćmi, nikt już nie będzie jej podziwiał, opiewał jej talentu, tak jak było dotychczas... Może to nie traumatyczne, ale zwyczajnie smutne. W dodatku po tych wszystkich wyrzeczeniach i poświęceniach, których balet wymaga - tym bardziej można sobie z tym nie poradzić.
Czyli najlepiej robić to, co kochasz - nawet jak nikt tego nie doceni, czy ludzie się znudzą (bo tak uzasadniał Leroy "zmianę twarzy") zostaje ci satysfakcja z pracy.