Jak dla mnie, to można się było bardzo postarać, bo wyglądało to tak, jakby z braku pomysłu Aronofsky ze scenarzystami wzięli scenariusz "Zapaśnika" i za pomocą mniej lub bardziej zręcznych poprawek przerobili go na "Czarnego łabędzia". Nie mówię, że jest to film zły, bo pewne rozwiązania są dość ciekawe (szczególnie to, co się dzieje lub wydaje się, że się dzieje z główną bohaterką pod względem fizycznym i psychicznym). Jednak wrażenie zrobienia przez Aronofsky'ego swoistego autoplagiatu "Zapaśnika" raczej psuje oglądanie "Czarnego łabędzia".