Na początku filmu myślałem, że reżyser chce odnieść dramat tej dziewczyny do historii jeziora łabędziego i tym samym to uwspółcześnić, dokonać swoistego przeniesienia. Ale się pomyliłem, bo Aronofsky jak zwykle poleciał na psychotyczne objawy swoich bohaterów.
Film polecam, bo mimo wszystko to ciekawa historia o ciężarze sławy, katorżniczym perfekcjonizmie, wyniszczającej toksycznej atmosferze i cenie jaką się za to wszystko płaci. Ponadto w każdym filmie Aronofskiego jaki do tej pory widziałem, był jakiś przebłysk geniuszu reżyserskiego, a może bardziej operatorskiego. Np. w Requiem był to chocholi taniec telewizyjnych gwiazd po przedawkowaniu leków przez matkę głównego bohatera. W Pi kilka ciekawych scen, w źródle żadnej. Natomiast w czarnym łabędziu moim zdaniem genialne było prowadzenie kamery uczestniczącej w tańcu. Świetnie mu to wyszło, super zdjęcia i oddanie klimatu tego tańca.