Obejrzałam dwa wymienione w tytule wątku filmy, pomyślałam i doszłąm do wniosku, że Aronofsky wziął Czerwone Pantofelki, dodał do nich schizofreniczną dziewoję o zaburzonej seksualności ze Wstrętu, podsypał parę szablonowych postaci, takich jak nadopiekuńcza matka czy dyrektor podmacujący baletnice, podlał sosem z efektów specjalnych i horrorowych chwytów, wstrząsnął, zamieszał, a teraz sprzedaje produkt finalny jako wyrafinowany smakołyk. Moim jednak zdaniem wyszła mu cienka lura, a filmy oryginalne znacznie lepiej radzą sobie z poruszonymi tematami, Wstręt z chorobą psychiczną, a Czerwone Pantofelki z baletem i poświęceniami, których trzeba dokonać na rzecz sztuki.
Zgadzam się, Aronofsky kompletnie nie poradził sobie z tematem, zaś od filmów Polańskiego na temat obłędu dzielą to "dzieło" całe lata świetlne. Duże rozczarowanie.
Zapomniałaś u filmie Mucha Cronenberga (piórka, skrzydła, naskórki, zrośnięte palce itp), Showgirls Verhoevena (motywy rywalizacji tencerek o rolę), Fightclub Finchera (zaburzenia osobości, walka samemu ze sobą, seppuku szkłem), Zapaśnik (niemal identyczne zakończenie), odrobina Moulin Rouge (końcowe sceny + zakończenie - choć to już może trochę moja nadinterpetacja). Film sam w sobie jednak mi się podobał -jeden z lepszych w ciągu ostatniego roku - reżyser nieżle poukładał te "puzzle", sama rola Portman jak dla mnie rewelacja, film jako całość 8/10 - ale jako że na pewno nie był oryginalny nie padnę przed nim na kolana i nie będę piał z zachwytu jakie to arcydzieło.
EineHexe, strasznie to wszystko uprosciles. Strasznie to wszystko uprosciles. Polaczyl, dodal, pomieszal, okrasil. Wiem, ze zrobiles to celowo. Ale nie odmawiaj Aronofskiemu prawa do nakrecenia akurat takiego filmu zwlaszcza, ze gosciu za Labedzia zgarnal juz kilka waznych nagrod. Dla mnie jest to naprawde dobre kino. Chorobliwie ambitna mamusia, trzymajaca corke pod kloszem (charakterystyczny, rozowy pokoj), Niezla, grajaca cnotkę Portman, ktora musi porzucic mamusie zeby zagrac role zycia. Porzucenie mamusinych zwyczajow nie zapobiega jednak autodestrukcji. Swietnie zagral Cassel, nie spodziewalem sie po nim niczego nadzwyczajnego, a tu prosze, niespodzianka. A film konczy sie tak jak Requiem... spektakularną katastrofą.
Krótka lekcja języka niemieckiego: eine to rodzajnik nieokreślony, przypisany rodzajowi żeńskiemu. Znaczy, kobietą jestem, proszę pana. Poza tym absolutnie nie odmawiam Aronofskiemu prawa do kręcenia czegokolwiek. A niech kręci do upojenia, cokolwiek mu się zamarzy, proszę bardzo. Ja tylko mówię, że ta opowieść nie jest ani oryginalna, ani dobra. Ktoś to już kiedyś nakręcił i zrobił to lepiej.
Chyba jednak "Czerwone trzewiki". "Czerwone pantofelki" to taki koreański horror o śmiercionośnych butach jest.
Akurat oba filmy są inspirowane tą samą baśnią Andersena, ponadto film z 1948 roku nosi w oryginale tytuł "The red shoes". A "shoes" to obuwie płytkie, bez cholewek, czyli raczej pantofelki, a nie trzewiczki.
Ale dyrektorzy artystyczni tacy są! Poza moim nauczycielem rysunku i malarstwa - zawsze korzystają z okazji i wykorzystują swoje podwładne - faceci..
Wszyscy - co do jednego. Żaden nie ma żony, dzieci, domu, ci, co mają, nie dostają pracy. Żeby dostać pracę dyrektor artystycznego, trzeba mieć ciągotki do staników swoich podopiecznych.
Jak mają żony to się tym nie przejmują. ;-) No nie wiem, ale większość facetów - artystów, których ja znałam to były męskie dziwki... x-D
Męskie dziwki? Czyli, że mężczyźni do wynajęcia?
Słyszałam, że większość mężczyzn w świecie mody to homoseksualiści, ale szufladkowanie wszystkich artystów jako zboczeńców to "lekka" przesada.
Ja znam paru artystów, i większość z nich ma normalne domy i żadnych ciągotek do swoich uczennic.