Niestety muszę przyznać że zawiodłem się na tym filmie - może dlatego że przeczytałem zbyt
wiele entuzjastycznych recenzji. Pomimo to uważam że jest dobry, a na tle współczesnej
papki serwowanej przez kino nawet bardzo dobry (8/10). Co mnie urzekło? Rewelacyjne
wręcz aktorstwo prezentowane przez Natalie Portman - tu bez dwóch zdań Oscar murowany,
ścieżka dźwiękowa, pięknie nakręcone sceny tańca (choć przyznaję że miłośnikiem baletu
nie jestem). Dlaczego jednak zawód ? Bo film jest posklejany z wątków i pomysłów wręcz
prostacko zerżniętych z innych produkcji. Na pierwszym planie Showgirls Verhoevena,
Fightclub Finchera, odrobina Wstrętu Polańskiego + chwyty rodem z tanich horrorów i
kiczowata transformacja żywcem przeniesiona z Muchy Cronenberga, na upartego (choć to
już na siłę) można też dopatrzeć się podobieństw do Moulin Rouge w finale, zaś samo
zakończenie to niemalże dosłowna kalka Zapaśnika (autoplagiat???).