Oj dla tej jednej sceny pikantnej Mili i Natalie warto było to obejrzeć. Jestem fanem urody obu aktorek. Co zaś się tyczy filmu... Miałem wrażenie, że oglądam balet właśnie. Wejście w film i jego koniec bardzo mi się podobały, iście subtelne mi się to wydawało. Nie ma tu fajerwerków, bo chyba byłyby tu zbyteczne. Spodziewałem się rozwodnienia jaźni ala Fight Club, ale i to co zobaczyłem nie było złe. Nie byłem do końca zadowolony z filmu, ale być może było to wynikiem tego, że nastawiłem się po " Źródle" i "Requiem dla snu" na coś co mnie powali. Tymczasem dostałem poetycki wręcz obraz urojenia. Pozytywnie zaskoczny minimalizmem formy tego filmu.