drastyczny, piękny, niespokojny - ale trzeba kochać kino teatr, operę itd, żeby film się mógł podobać. Natalie Portman - jak dla mnie pewniak oscarowy za pierwszoplanową rolę kobiecą.
genialna królowa łabędzi!
hmm, nie zgadzam się. teatr, balet można kochać a film uznać za banalny. Tak jak ja.
to zupełnie odwrotnie jak ja, balet jest mi obojętny, a film dla mnie jest świetny
co jest banalnego w tym że za prawdziwą sztukę przychodzi zapłacić najwyższą cenę?
Opozycja czarne-białe, miłość duchowa-fizyczna, dobro-zło, to granie na naszych najprostszych uczuciach.
Poza tym gra chorobą psychiczną, schizofrenią jest doprowadzona do ostateczności, za mało rozbudowane wątki poboczne, nie wiadomo o co chodzi z matką, poprzez wizyjność film doprowadzony ad absurdum i to nie w sposób zachwycający swoją hiperbolizacją, a przeładowany, ciężki, to sprawia, że jest momentami aż śmieszny.
Sam upraszczasz sobie odbiór tego filmu sprowadzając go do dualistycznych gierek.
Gra chorobą wcale nie jest doprowadzona do ostateczności, można by pomęczyć widza jeszcze trochę.
Postać matki jest akurat podana czytelnie, toksyczna mamusia,która zrezygnowała ze swojej "kariery" i tyle.
Co do wizyjności i przeładowania to rzecz gustu, a śmieszny film może być tak samo jak śmieszyć może opera.
Nie jestem wyznawcą tego filmu, ma swoje wady, w środkowej części tempo spada za bardzo, ale za scenę tańca Czarnego łabędzia i finał dałem 9 bo to mnie ruszyło emocjonalnie,nie intelektualnie jak próbujesz ten film, niesprawiedliwie moim zdaniem, podsumować.
Film jest oparty na dualizmie, czyli ograny. Nie trzeba mocnych okularów, aby to zauważyć. Zobacz sobie samą postać głównej bohaterki, jej stroje (białe...) jej biżuterie (perła), jej pokój! pokój pełen bieli i różu! Różowych zajączków! Przejaskrawienie staje się kiczem.... Zestawienie jej ze swoim cieniem - osobą która występuje w... ciemnych ubraniach, nosi ciemny makijaż, ma ciemne włosy.
Postać matki to utarty schemat. Nie rozumiem po co tak stereotypowe motywy wprowadził, jakże bystry reżyser?
Nic w tym filmie mnie nie urzekło, łącznie z sentymentalną (sic!) sceną śmierci, która była do przewidzenia od momentu gdy została opowiedziała fabuła baletu Jezioro Łabędzie.
Nic mnie tu nie zaskoczyło, chyba że niski, po prostu, poziom filmu wyszłego spod rąk Aronofsky'iego.
Ps. Jestem kobietą.
film musi byc tak skonstruowany gdyz amerykanska publicznosc by nie dostrzegla subtelnych wskazowek rezysera. To my europejczycy potrafimy dostrzegac podwojne dno, dzielic wlos na czworo i dazyc do perfekcji. Nieliczni amerykanie tez,,,czasami:)