nie trzyma się jakichkolwiek granic rzeczywistości scenicznej (tak, baletnice codziennie jedzą hamburgery), dobrego smaku (zniesmaczyły mnie niektóre sceny...), a w dodatku bardzo sztuczna gra aktorska... jak ktoś dostaje szału nie wygląda jakby kij połknął... poza tym zakończenie zgadłam na początku - co automatycznie daje film w klasę B, a najgorsze z tego wszystkiego: sam scenariusz jest po prostu NUDNY!!!!
Tu się nie do końca zgodzę; uważam, że cała historia ma duży potencjał i spodziewałam się, że reżyser rozwiąże to w naprawdę ciekawy i niebanalny sposób rodem z 'Sekretnego Okna'. Cóż, pomyliłam się. Zakończenie było mimo wszystko najmocniejszym fragmentem - jedynym mocnym, chciałoby się powiedzieć. Że było dość przewidywalne, to już trochę inna sprawa. Mimo wszystko to film o psychice ludzkiej /który to temat zdecydowanie nie został wyczerpany, ledwie liźnięty/, więc można się było spodziewać, że Nina ostro świruje /czego zresztą nie próbowano ukryć/.
Tak, oczywiście. Ja zakończenie przewidziałem już widząc tytuł, a aranżację napisów końcowych jak wkładałem płytę do DVD. Zawsze mnie bawią takie opinie, jak dziecka przekomarzającego się w przedszkolu.
Lepiej powiedz gdzie kupiłaś swoją szklaną kulę, też się w taką zaopatrzę.
mnie zastanawia co tak wszyscy czepili się tak tej przewidywalności? jest wiele klasyków kina, które też są przewidywalne, a jakoś im nikt tego nie zarzuca, bo nie widać w tym minusa. jakoś nikt nie krzywi się na słynne opery czy przedstawienia za ich przewidywalność, a z przyjemnością je ogląda. zrobił się teraz teraz stereotyp, że film musi być nieprzewidywalny, a jak tego nie spełnia to jest kompletną klapą. kompletna głupota.
Zgadzam się w 100%. Ludzie czepiają się nie wiadomo czego. Przecież od początku było wiadomo jak potoczy się film, bo była cała ekspozycja odnośnie jeziora łabędziego!!
"wiedziałam jakie będzie zakończenie" buahahahaha... no chyba.. skoro zostało ono praktycznie przedstawione w pierwszej scenie filmu (taniec Niny we śnie) - cały film był po to żeby pokazać drogę ewolucji, a nie po to żeby pokazać, że faktycznie z białego łabędzia wyewoluował czarny. A to, że film "nie trzyma się jakichkolwiek granic rzeczywistości scenicznej" to wybacz, ale nie wiem skąd bierzesz - czy znasz z doświadczenie deski teatru w swoim lokalnym domu kultury czy może faktycznie znasz rzeczywistość i kulisy takiej np. La Scali. Poza tym - to nie jest film O BALECIE. To jest film o przemianie. Balet jest tylko nośnią tej przemiany.
Generalnie to dobry film nie musi polegać na zaskoczeniu zakończeniem, by właśnie takim był. Ludzie w tych czasach bardziej skupiają się właśnie na owym zakończeniu, niż na samym przeżyciu i doznaniach w trakcie filmu - to ogromny błąd, który niestety definiuje współczesne pokolenie widzów. Gdyby ktoś zobaczył wcześniej zakończenie Stalkera, to co ono mogłoby zabrać temu filmowi? Albo z Nieba Nad Berlinem?
Salt_The_Fries : Jak Ty pięknie ująłeś to, nad czym ja ostatnio myślałem.
"Dobry film nie musi polegać na zaskoczeniu zakończeniem, by właśnie takim był. Ludzie w tych czasach bardziej skupiają się właśnie na owym zakończeniu, niż na samym przeżyciu i doznaniach w trakcie filmu - to ogromny błąd, który niestety definiuje współczesne pokolenie widzów." Nono, pięknie to w słowa ubrane.
Moim zdaniem Film nam miał pokazać drogę przez Terror przez piekło aby dojść do perfekcji abyśmy po prostu nie skupialiśmy się na dążeniu do tego stanu lecz po prostu być sobą i nie tylko dbać o władne marzenia lecz innych
Dążenie do perfekcji za wszelką cenę- to właśnie to ja zobaczyłam w filmie, chociaż nie do końca rozumiem objawy tej choroby, to znaczy jak sobie coś z pleców wyrywała, to mi się dziwnie zrobiło.
W sumie sama się w nim trochę zatraciłam :)
Ciekawi mnie ta pochopnosc w ocenie. Kilka miesiecy po premierze i juz takie wysokie miejsce w klasyfikacji?
a mnie ten film zachwycił i dlatego dałam 10 :) na samym filmwebie pisało, że strasznie dużo osób poszło do kina na właśnie ten film. a co do oceny - może jest więcej takich osób jak ja, którym ten film bardzo się spodobał ;p
Jeszcze nie mialem przyjemnosci ocenic osobiscie. Wchodzac na to forum, chcialem poczytac o nim, zanim sie zdecyduje na seans i troszke mnie zaskoczylo, ze tak "mlody" film a juz sklasyfikowany jako jedno ze stu arcydziel kinematografii...
Całkowicie się zgadzam, ten film jest przerysowany, efekciarski, "bombarduje" widza zbyt wielką ilością niepotrzebnych obrazów...np. ściąganie skóry z ręki przez Ninę. Po wyjściu z kina było mi niedobrze (dosłownie). Jedno jest niezaprzeczalne- film robi wielkie wrażenie i to chyba o to chodziło reżyserowi..jeśli tak, to mu się udało, jednak wrażenie ogólne nie jest dobre...
"jednak wrażenie ogólne nie jest dobre"
Nie jest dobre,ale dajesz "siedem gwiazdek",co oznacza "dobry"... Kobieta?;)
Zależy co przez to rozumiesz. Oceniłam na dobry produkcję, to, w jaki sposób film został zrobiony, dobór aktorów itd. Gdybym miała ocenić ten film tylko i wyłącznie na podstawie tego, co czułam po jego obejrzeniu, musiałabym dać jakieś -10! Zdając sobie sprawę, że film ocenia się za całokształt dałam 7/10, ale to nie znaczy, że mi się podobał....
Rozumiem, że Tytanica oglądałaś na zasadzie "beznadziejny - i tak wiem, że zatonie".
Cóż, co kto lubi..
Nie wiem dlaczego odgadnięcie zakończenia automatycznie ma klasyfikować film jako klasy B. Można było przewidzieć, że Nina umrze, ale to w jaki sposób ukazana została jej śmierć w kontekście całego filmu to majstersztyk. Tu nie chodziło o zaskoczenie zakończeniem, ale o pokazanie pewnych emocji i mechanizmów ludzkiej psychiki.
Choć z jednym się zgadzam - niektóre sceny były trochę obrzydliwe... to całe zdzieranie sobie skóry z palców brrr