dawno żaden film nie znudził mnie tak, jak ten.
aronofsky, po świetnym 'requiem', psychodelicznym 'pi' i rewelacyjnym 'zapaśniku' wypuścił, wg mnie, takie gnioty jak 'źródło' i właśnie 'czarny łabędź'.
film zdecydowanie nie trzyma w napięciu, jest nudny, mdły, bez żadnych emocji i kończy się żałośnie.
przez pierwsze 5 minut oglądasz z ciekawością, zwabiony nazwiskiem reżysera i aktorów, potem zaczynasz się wiercić z niecierpliwością, zerkać na czas, który pozostał do końca, aż w końcu ze znudzeniem przemęczasz się do końca, z nadzieją, że znany reżyser nasz czymś zaskoczy... a tu koniec filmu. wtedy wstajesz i idziesz zjeść kanapkę z pasztetem, który przywiozła na święta ciocia.
na plus, ujęcie z lustrami, które ostro wkręcają, scena z piórami i sama natalie portman, za świetną figurę;)
miało wyjść coś na kształt 'pi', czyli ostro lasujący zwoje w mózgu film, a wyszła taka szmira.
Bardzo fajny film, dawno takiego nie widziałem... ostatnim filmem podobnym do tego który oglądałem był lot nad kukułczym gniazdem, to dopiero jest szmira.
Mogło być lepiej, fakt - ale uważam, że nie było takiej potrzeby. Nie spodziewałem się, że zobaczę coś takiego - myślałem że to będzie coś w stylu step-up, a tutaj miłe zaskoczenie!
Zgadzam się z Tobą! Spodziewałam się kolejnego filmu bez fabuły, który tylko bazuje na popularności filmów tanecznych, a tutaj taka niespodzianka! Treść jest przeogromna, jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona! To jest naprawdę pierwszy dobry film od wielu, wielu lat! Koniecznie polecam obejrzenie, sama zresztą zrobię to raz jeszcze...!