Film całkiem dobry. Nie jest to dzieło oskarowe, ale trzyma poziom i można być
zadowolonym. Gdy go oglądałem to zacząłem się zastanawiać nad jedną rzeczą: co sie z
tym narodem stało? Gdy za PRLu władza narzucała podwyżki kilkukrotnie wybuchały
protesty na masową skalę, ludzie mieli tego dość. A dzisiaj? Co roku od 1989 dostajemy
podwyżki na wszystko, co prawda często niewielkie ale 2% co roku przez 20 lat da więcej niż
10% na raz. Abstrahując już od okresu 45-89 - 70 lat temu stworzyliśmy największy w
Europie ruch oporu, społeczeństwo było skonsolidowane (chociaż dzisiaj zaczynają nam
wmawiać, że głównym zajęciem Polaków było mordowanie żydów...) . Dzisiaj? Wątpie by
nas było na to stać.
A po drugie było mi autentycznie wstyd. WSTYD. Ludzie, którzy strzelali do protestujących do
dzisiaj nie zostali ukarani. Do dzisiaj ściga się zbrodniarzy hitlerowskich, niejednokrotnie
mających po 90 lat, a wielu sprawców tamtych wydarzeń jest relatywnie młodych i pobiera
sobie emeryturkę. Jak mamy wymagać szacunku dla innych jak sami siebie nie
szanujemy?
Mam bardzo podobne refleksje po obejrzeniu tego filmu. Tamte wydarzenia zaczęły się od banalnej rzeczy - podwyżki cen. I lawina ruszyłą, bo ludzie się na to nie godzili. A dzisiaj? Dzisiaj płacimy 6 zł za paliwo, średnio zarabiając 2400 zł na rękę... i nikogo to nie oburza.
Tak samo uważam, że sprawcy odpowiedzialni za strzelanie do zwykłych ludzi powinni być ukarani, powinno się tym tematem zająć raz, skutecznie i na zawsze.
Każdy powinien obejrzeć ten film, bo większość (tak jak i ja wcześniej) pewnie nawet nie wiedziała, że to się wydarzyło.
Co do jeden, nie żebym bronił któregokolwiek z Polskich rządów ale wtedy to rząd ustalał wszystkie ceny nawet było to w filmie mocno pokazane. A teraz rząd tylko co to podnosi nam podatki ale reszta cena to jest rynek. A fakt obecnie nie umiemy się zjednoczyć nawet to widać jak jakaś branża zaczyna strajkować to reszta się oburza ze to czy tamto jest zamknięte już zapomnieliśmy co znaczy słowo SOLIDARNOŚĆ. Prosty przykład jak ludzie którzy pracują w sklepach chcą by sklepy w niedziele zamknięte lub krócej otwarte to nikt praktycznie ich nie popiera tylko każdy przecież nie muszą robić w sklepie. A nie pamiętają jak było 20 kilka lat temu jak były sklepy w niedziele zamknięte a w tygodniu od 11 do 19.
A co do drugiego fakt można ścigać tych co dali rozkaz o ile jeszcze żyją, ale z tymi co bezpośrednio strzelali wiesz ze to praktycznie nie możliwe, dowody zniszczone kul nie ma, nie wiadomo kto miał którą broń i czy strzelał celnie czy w niebo. I tutaj pewnie nie którzy powiedzą ich jest mniejsza wina bo mieli rozkaz, fakt ale zawsze mogli strzelać tak aby nie trafiać a nie dokładnie celować co daje wniosek że chcieli zabijać. Bo jak inaczej wytłumaczyć jak ktoś strzela celując w głowę.
Nie zgodzę się z tym, że reszta to tzw "rynek". Niestety w Polsce mamy najgorsze połączenie jakie może być - kapitalizmu z socjalizmem. Kogiel mogiel, nie funkcjonujący tak jak w państwach skandynawskich. Widać to na przykładnie wszelkich banków czy innych wielkich instytucji które narzucają zasady mocno kapitalistyczne dla swoich klientów, same natomiast chcą być traktowane jak w państwie opiekuńczym [vide ogromne dotacje dla upadających banków czy linii lotniczych - fajnie to ostatnio przedstawił szef Ryan Air'a]. Mam poglądy kapitalistyczne - chciałbym by to rynek regulował wszystko, poza szczegółami. Szkoda, że to niemożliwe.
W drugim akapicie masz - niestety - pełną rację. Ale pojawia się tu furtka - gdyby okazało się prawdą, iż żołnierze dostali rozkaz strzelania po nogach czy po ziemi (a tak twierdzą watażkowie - nie wierzę im zazwyczaj ale tym razem, załóżmy, że nie łgają) to mamy prostą drogę do postawienia zwykłych żołnierzy przed sądem, albo przynajmniej oficerów - przypominam, iż badania wykazały, że zabici zostali zastrzelenie w sposób wykluczający rykoszety czy strzelanie po nogach.
Winy jest też dużo w nas samych, ja jednak widzę ją inaczej niż ty w przykładzie ze sklepami. Większość w tym kraju chciałby mieć dobrze dla siebie, a reszta niech na nich pracuje. Zapomnieliśmy, iż w dużym stopniu los górnika ze Śląska powiązany jest z losem elektryka z Olsztyna. Dla mnie potwierdzeniem tego są cyrki z emeryturami, szczególnie górników czy policjantów. To między innymi z konieczności utrzymywania masy relatywnie młodych, zdolnych do pracy ludzi biorą się ogromne potrzeby finansowe. I powiem wprost - wkur*** mnie fakt, iż ja mam pracować do 67 roku życia, a inni często za lżejszą pracę mają wolne już od 40 roku życia. Kiedyś wierzyłem, że ludzie przejrzą na oczy, zaczną myśleć. Teraz już wiem, że się tak nie stanie. Tutaj trzeba wojny albo ogromnych zamieszek w kraju by coś się zmieniło...
To prawda. Naród dzisiaj jest strasznie ogłupiony różnymi TVN-ami, Przekrojami, czy Wyborczą.
Poza wymienionymi przyczynami są też inne dostrzegane gołym okiem. W PRL-u to nie społeczeństwo występowało przeciw podwyżkom /czytaj władzy/ tylko poszczególne zakłady pracy. Duże zakłady pracy. Reszta milczała lub się bała. A miała czego. Chociażby właśnie Grudzień 1970 lub represje po Czerwcu 1976r to pokazują. Ludzie mimo wszystko poznawali to co wydarzyło się w Poznaniu 1956r, na Wybrzeżu w 1970r czy w marcu 1968r.
W dużych zakładach pracowało wielu ludzi i oni rozmawiając między sobą podejmowali decyzję. Bardzo często protesty nie wychodziły poza bramy firm. Bo jak wyszły kończyły się tragicznie dla znacznej części tzw "prowodyrów". Teraz duże zakłady nie istnieją. Zostały albo podzielone na mniejsze albo zlikwidowane jak np stocznie. A małe, często zagraniczne firmy nic nie znaczą.
Nowe czasy przyniosły ze sobą zaganianie, bezrobocie, indywidualność " w domu i zagrodzie" czy brak komunikacji. A komunikacja międzyludzka jest podstawą zorganizowanego protestu. Relacje telewizyjne pokazują, że w takim Londynie przeciw podwyższeniu wieku emerytalnego związki zawodowe zorganizowały manifestację, w której wzięło udział około 1,5 miliona ludzi. A czy ktoś słyszał o jakimś proteście w Polsce.
Związki zawodowe zeszły na psy. I nie dotyczy to tylko "Solidarności". Działacze pobierają potężne wynagrodzenie i nie w głowie im protesty bo mają co do stracicenia. Kiedy "Solidarność" zorganizowała jakiś protest?
Zniknęła, jak słusznie zauważono, solidarność międzyludzka. Ludzie też potracili nadzieję, że można coś w tym kraju wspólnymi siłami zmienić. Potrafią zaprotestować poszczególne grupy zawodowe, typu pielęgniarki czy nauczyciele, ale np tacy górnicy rozparcelowani w spółkach węglowych nie. Mówi się, że każdy protest to strata konkretnej kasy. Ale może czasami watro protestować aby pokazać swoje zdanie.
Generalnie brak jest też autentycznych autorytetów, które mogłyby pociągnąć ludzi i wybudzić z marazmu.
I na koniec zadajmy sobie pytanie, w czyich rękach są media? To one dla większości są źródłem jedynej informacji, mało kto coś czyta, i tzw oknem na świat. Jak o czymś tam nie mówią to tego nie ma.
Pozdrawiam.